W ostatnim felietonie szczegółowo i dość krytycznie opisałem projekt ustawy medialnej autorstwa posłów PO. Przypomnę podstawowe wady ich koncepcji.
Po pierwsze, projekt nie definiuje jednoznacznie pojęcia misji publicznej i nie odpowiada na fundamentalne pytanie o zadania państwa w tym zakresie. Misja publiczna z jednej strony definiowana jest przedmiotowo, poprzez tworzenie funduszu misji publicznej, z drugiej strony podmiotowo, poprzez odkomercjalizowaną antenę 2 TVP.
Po drugie, projekt przewiduje partycypację stacji komercyjnych w kosztach tworzenia misji, lecz nie precyzuje, w jaki sposób ma to wyglądać. Doświadczenie i pierwsze zapowiedzi pozwalają mi sądzić, że będzie to raczej regulacja administracyjna w postaci dodatkowego podatku, w rodzaju tego pobieranego na fundusz kinematografii, a nie regulacja rynkowa, na przykład w postaci przetargu na licencje na prawo do nadawania sygnału.
Po trzecie, projekt przewiduje oddanie telewizji regionalnej w ręce samorządów. To grozi uzależnieniem ośrodków regionalnych TVP od lokalnych koterii i demoralizacją samorządów, bo dla ich działaczy ważniejszy może się stać występ na szklanym ekranie niż rzeczywista działalność. Całkowite ulokalnienie telewizji skazuje ją na ekonomiczną wegetację ze względu na słabość rynków reklamowych i co za tym idzie, całkowitą zależność od dotacji z budżetów samorządów.
W dzisiejszych czasach misję trzeba umieć sprzedać. Nie ma w tym nic strasznego – wiekopomne dzieła kultury europejskiej też powstawały jako komercja