Gdyby Einstein naprawdę wyglądał tak, jak siwawy gentleman przedstawiony na plakacie General Motors, to tłumy nastolatek błyskawicznie zalepiłyby jego wizerunkiem plakaty takich gwiazdek jak George Clooney, a zamiast MTV poprosiłyby rodziców o zamówienie dodatkowych kanałów edukacyjnych. Rozbudowana klatka piersiowa, pięknie wyrzeźbiony brzuch, pewny wzrok i znany tylko wtajemniczonym szpanerski tatuaż e=mc[sup]2[/sup] wypisany na ramieniu raperską czcionką. A do tego lekko opuszczone dżinsy odsłaniające bieliznę.
Taki właśnie wizerunek wielkiego geniusza amerykański koncern motoryzacyjny zamieścił w jednej ze swoich reklam, podkreślając, że „pomysły też są seksowne…” („ideas are sexy too…”). Einstein a la „ciacho” miał zachęcać do kupna nowej edycji GMC Terrain, w którym dodano „więcej pomysłów na centymetr kwadratowy”. I chociaż pracownicy działu kreatywnego byli pewnie ze swojego dzieła zadowoleni, to prawnicy General Motors toczą z powodu reklamy spór z właścicielem praw do nazwiska i wizerunku Alberta Einsteina – Uniwersytetem Hebrajskim w Jerozolimie. Adwokaci, którzy w maju złożyli sprawę w sądzie federalnym w Kalifornii, argumentują, że General Motors nie miał zgody na takie wykorzystanie wizerunku Einsteina i żądają ponad 75 tysięcy dolarów odszkodowania.
„Wizerunek wytatuowanego doktora Einsteina, bez koszulki, z widocznymi majtkami, nie jest wyborny i wyrządza szkody skrupulatnie strzeżonemu wizerunkowi słynnego naukowca, aktywisty politycznego i humanitarysty” – napisała w pozwie adwokat Antoinette Waller. Dlaczego Uniwersytet tak bardzo się troszczy o image fizyka? Przyczyna może być prosta. Jak informuje magazyn „Forbes”, mimo że Einstein zmarł 55 lat temu, to wciąż przynosi około 18 milionów dolarów dochodu rocznie. W rankingu najlepiej zarabiających nieżyjących celebrytów w 2008 roku znajduje się zaś na czwartym miejscu. (wyżej w 2008 roku był m.in. wiecznie żywy Elvis Presley, który dał zarobić opiekunom swojej pamięci 52 miliony dolarów ). Rzeczniczka General Motors zapewniała jednak w mediach, że koncern dopełnił wszelkich formalności i zapłacił za wykorzystanie wizerunku Alberta Einsteina. – Zachowaliśmy się tak, jak zachowują się odpowiedzialni reklamodawcy. Skorzystaliśmy z usług znanej i szanowanej firmy, która miała wykupić prawa do użycia wizerunku. Zaręczono nam, że firma ta posiada odpowiednie uprawnienia – oświadczyła Ryndee Carney.
Jak zauważa dziennik „Chicago Tribune” to już trzecia kontrowersyjna kampania GM ostatnich miesięcy, co powoduje, że niektórzy krytycy koncernu przekonują, że firma źle wydaje pieniądze, które dostała od rządu na ratowanie swojego istnienia. Zdaniem niektórych ekspertów wykorzystanie w kampanii koncernu wizerunku Alberta Einsteina bez odpowiedniej zgody mogło wcale nie być pomyłką, ale celową strategią, mającą na celu wywołanie kontrowersji i wykorzystanie rozgłosu do zwrócenia uwagi na reklamę.
[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]