Utarło się powiedzenie, że zima jak zwykle zaskoczyła drogowców. Czy rzeczywiście? Sprzętu jest sporo. Tylko na samych drogach krajowych pracuje 3412 pojazdów różnego typu, od piaskarek począwszy, a na pługach wirnikowych skończywszy. W magazynach leży 385 tys. ton soli. Na walkę z zimą GDDKiA wyda przynajmniej 361 mln zł, a samorządy – 1,5 mld zł.
Oczywiście kierowcy chcieliby cudu w postaci suchej i czarnej nawierzchni dróg w momencie intensywnych opadów śniegu, ale człowiek na takie zjawisko patentu jeszcze nie znalazł. Korki w Belgii osiągnęły 650 km, w Niemczech 500 km. Dopóki pługi nie będą lewitować, ich praca w odbywającym się ruchu drogowym będzie utrudniona. Pretensje trzeba mieć do samorządów za brak koordynacji akcji „Zima”, gdyż granice administracyjne są nadal granicami dobrego i złego utrzymania dróg. Poza tym nadal sporo polskich kierowców nie potrafi jeździć zimą.
Kolej na zachodzie także przeżywa trudności, choć w mniejszej skali i będąc jednak mniej przyzwyczajoną do ostrych zim. 25 proc. pociągów TGV nie wyjeżdżało dziennie na trasy. U nas są większe zapóźnienia: ważniejsze linie wyposażone są w elektryczne ogrzewanie rozjazdów (przepływ prądu przez szyny rozjazdu), ale tylko 20 proc. jest w stanie dobrym; pękają szyny; w średnio 30-letnich pociągach zamarzają mechanizmy odpowiedzialne za hamowanie pociągu oraz drzwi.
Szybko poprawy tutaj nie będzie, natomiast kolejny raz, mimo rokrocznie składanych obietnic, kolej bardziej niż śnieżnemu chaosowi poddaje się chaosowi będącemu efektem braku informacji. Planowane wydatki kolei to 80 – 100 mln zł.
Stosunkowo niewiele różni nasze lotniska od tych na zachodzie Europy, poza zdecydowanie mniejszym ruchem. To sprawia, że nie ma konieczności całkowitego zamykania największego nawet Okęcia, by sprawnie rozładować korki. Dla lotnisk we Frankfurcie czy Heathrow w Londynie godzinny nawet paraliż to paraliż całodniowy, stąd lepszym rozwiązaniem jest zamykanie portu, co rzecz jasna przynosi wszystkim straty finansowe.