Marketing wirusowy ( ang. viral marketing) to dziś najbardziej chwytliwy i poszukiwany rodzaj marketingu. Zdaniem eksperta z branży internetowej Wojciecha Nosowskiego, partnera w firmie albo/albo, marketing wirusowy polega na stworzeniu tzw. contentu, a więc np. filmu, serii obrazków, powiedzeń, którymi konsumenci chętnie dzielą się ze swoją siecią znajomych. - Najczęściej viral marketing przyjmuje formę krótkiego filmu - zabawnego lub robiącego na odbiorcach tak duże wrażenie, że z własnej woli wysyłają taki film swoim znajomym, wkleją na facebookowy „wall" – mówi. Jest zdania, że marketing wirusowy, choć w różnych formach istnieje od lat, zyskał na znaczeniu wraz z rozwojem mediów społecznościowych pozwalających na swobodne "dzielenie się" treściami.
– Nazwa już się trochę zużyła, lepiej mówić: social media marketing albo po prostu marketing społecznościowy – podpowiada Konrad Traczyk, jeden z głównych menedżerów w sieciowej agencji RSCG Poland. Jego zdaniem nie ma już odwrotu od tego rodzaju usług i firmy, które z nich nie korzystają – tracą wobec konkurencji. – W ciągu ostatniego roku, ani razu nie trafił nam się klient, który na początku współpracy powiedziałby: nie chcemy żadnych przedsięwzięć marketingowych w portalach społecznościowych. Zdarzało się natomiast, że to my zasugerowaliśmy takie rozwiązanie, a klient je akceptował - dopowiada Konrad Traczyk. Jego agencja, w ramach świętowania 50 – letniej współpracy firmy Ikea z Polską, prowadziła niedawno na Facebooku kampanię pod nazwą „Szwedometr". Jej główną częścią była aplikacja, której mechanizm oparty był o rozszerzenie gry słów: „tak" vs. „dziękuję", które po szwedzku brzmi jak nasze „tak". – Osobom, które zaangażowały się w zabawę udowadnialiśmy, że znają szwedzki, bo wyszukiwaliśmy w ich internetowych treściach także inne słowa, które „brzmią po szwedzku" i mierzyliśmy ich „uszwedowienie". Zwracaliśmy w ten sposób uwagę na markę naszego klienta, czyli firmę Ikea i jej wieloletnią obecność w naszym kraju.
Zdaniem Wojciecha Nosowskiego dobrym przykładem marketingu wirusowego jest seria filmów "Will It Blend?" stworzona przez markę blenderów Blendtec. Producent zamiast wprost chwalić kuchenne walory sprzętu od lat pokazuje, jak Blendtec sprawdza się w "mieleniu" rozmaitych urządzeń i przedmiotów - od Big Maca, przez golfowe piłki do najnowszych modeli iPhone'a. Trwająca od lat kampania nadal wzbudza zainteresowanie, bo reaguje na aktualne wydarzenia w popkulturze np. premiery smartphone'ów. Do tej pory filmy z tej serii zarejestrowały ponad 160 milionów odsłon. - Zaciera się różnica pomiędzy nadawcą a odbiorcą. Odbiorca sam, w jakimś sensie staje się nadawcą, uwiarygodniając przy tym przekaz, bo bardziej ufamy znajomym niż np. dużej korporacji, którą podejrzewamy o interesowność – komentuje Jarosław Kowalski, ekspert z Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych. - Odbiorcy unikają reklam i coraz mniej je lubią, dlatego też reklama wciąż szuka nowych dróg – dodaje.
Liczy się więc sposób i moc oddziaływania danego przekazu. – Bardzo ważne jest wzbudzanie emocji. Dzięki temu przekazywana treść zapada w pamięć użytkownika. Taki content np. film lub komiks może nas bawić, ale równie dobrze może budzić nasze współczucie, ważne by poruszał emocje i byśmy chcieli przekazać go dalej – mówi Maria Davidson, współwłaścicielka firmy Kaender Media.