Z czym większości użytkowników może dzisiaj się kojarzyć sprzedaż dzieł sztuki przez internet? Zapewne z plakatami albo najróżniejszej maści reprodukcjami, często fatalnie wykonanymi. Dla większości na tym się kończy przygoda ze sztuką. Ale jest szansa, iż stopniowo dostępność takiego asortymentu będzie rosła, właśnie dzięki internetowi.
Dzieła sztuki po prostu stają się takim samym towarem jak wszystko inne, więc skoro można na tym zarobić, to czemu nie spróbować też ich sprzedawać. Oczywiście trudno wyobrazić sobie sprzedawanie w ten sposób dzieł sztuki bijących dziś cenowe rekordy – płótno za ponad 100 mln dol. jest ciągle zarezerwowane dla nobliwego domu aukcyjnego. Lecz z innym asortymentem można już poszaleć.
Wejście smoka
Poruszenie w branży wywołuje wszystko, co robi Amazon – a skoro ten największy internetowy sprzedawca na świecie zdecydował się na wejście w segment sztuki, to znaczy, że rynek musi mieć potencjał. W jego sekcji Art. można wybierać spośród setek czy nawet tysięcy – podzielonych na sekcje obrazów, fotografii, rycin, portretów. Amazon nie byłby sobą, gdyby nie znalazła się tu także sekcja promocyjna Under 500 – czyli ceny poniżej progu 500 dol.
Warto podkreślić, że nie są to reprodukcje, ale przeważają prace zapewne młodych i zupełnie nieznanych szerzej artystów. Kto może coś takiego kupić? Raczej nie koneser czy kolekcjoner – grupa docelowa to przede wszystkim osoby dobierające obrazy pod kątem zgodności ich kolorystyki z kanapą czy dywanem w salonie. Dlatego szczególnie wyeksponowane są prace w nurcie surrealizmu, wciąż modne w tych kręgach – tak jak widoczki z wiatrakami i jeleniami.
Jednak, jak pisze agencja Bloomberg, można tam znaleźć także okazy, które potencjalnie mogą nawet zyskiwać na wartości. Jedynie za 60 dol. można było kupić zdjęcia jeszcze szerzej nieznanego fotografa Dimitriosa Manousakisa, który ma już na koncie wystawę w nowojorskim Rockefeller Center.