Biografie ustępują miejsca tańszym w „wytworzeniu” wywiadom rzekom. Prozę gatunkową zalały półprodukty. Tylko polski reportaż i poezja trzymają ponadprzeciętny poziom, ale czy mogą zastąpić dobre i ważne powieści?
Zacznijmy od reportażu. Znakomite wrażenie zrobiła Katarzyna Kobylarczyk, pisząc w „Strupie” o hiszpańskiej wojnie domowej, o tym, jak dzisiejsze ekshumacje dzielą kraj na pół, choć od śmierci Franco minęło 45 lat. Arcyciekawą książką była „Jak nakarmić dyktatora?” Witolda Szabłowskiego. Wrażenie robiły „Dzieci Kazimierza” Michała P. Garapicha. Karolina Kuszyk w reportażu „Poniemieckie” opowiedziała historię dawnych mieszkańców Ziem Zachodnich poprzez przedmioty i nieruchomości, które pozostawili.
Hity 2019
To dobre książki reporterskie, ale reportaż to gatunek dziennikarski, tylko niekiedy proponujący wysmakowany literacki styl. Tak jest w przypadku Adama Robińskiego piszącego o Bieszczadach w „Kiczerach” oraz Anny Romaniuk eksplorującej Podlasie („Orzeszkowo 14”).
Fabryka kryminałów
Proza gatunkowa to raj dla pracowników działów marketingu wydawnictw. Co chwila pojawiają się nowe „królowe” i „króle” polskiego thrillera/kryminału/sensacji. Polski rynek książki jest zdominowany przez produkty, a nie dzieła, mocny w deklaracjach na okładkach („wybitna”, „znakomita” etc.), rozdęty do granic możliwości (masa autorów publikujących więcej niż dwie książki rocznie).
Popularność książek gatunkowych oraz ich niski poziom (język, fabuła, tło społeczne, psychologia postaci) sprawiają, że za gatunki biorą się także pisarze utalentowani, którzy czują głód popularności i sprzedażowych sukcesów. Tak słaby rynek zasysa talenty potencjalnych twórców literatury pięknej.