Nie tylko zresztą proza, ale cała postawa – to właśnie Zofia Kossak pośród szalejącego terroru hitlerowskiego założyła „Żegotę”, czyli Radę Pomocy Żydom; nie wahała się narażać życia w obronie prześladowanych, od których przed wojną dzieliła ją silna bariera światopoglądowa.

Przybliżeniu zarówno twórczości, jak i postawy tej nieprzeciętnej kobiety służyć miała sesja naukowa, zorganizowana 19 i 20 listopada w Krakowie u progu 40. rocznicy śmierci pisarki, do udziału w której zaproszono badaczy dzieła Zofii Kossak z kilku ośrodków akademickich w kraju i za granicą. Lżejszego kalibru przeżyć dostarczyła wystawa w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej zatytułowana „Świat Zofii Kossak” oraz pokaz filmu dokumentalnego „W cieniu zapomnienia – życie i twórczość Zofii Kossak-Szczuckiej”.

Bezpośredniego bodźca do zorganizowania po raz pierwszy Dni Zofii Kossak w Krakowie dostarczyła publikacja nieznanej dotychczas prozy autorki „Krzyżowców”. Wyłaniająca się z tomu „Wspomnienia z Kornwalii – 1947 – 1957” postać pisarki znacznie odbiega od powszechnego o niej wyobrażenia. Dziesięć lat emigracyjnego życia spędziła ona bowiem na kornwalijskiej ziemi – czy jeszcze lepiej: glebie – prowadząc regularne gospodarstwo rolne. Książka ta powstała z zapisków czynionych przez autorkę na bieżąco. Pomimo bowiem trudów nieznanej dotąd rolniczej codzienności, nieustannej krzątaniny między polem a oborą rasowa literatka zawsze znajdowała chwilę, by zanotować jakąś myśl ulotną czy scenkę. .

Tak więc czytamy uroczą opowieść o losie dwojga inteligentów, którzy w roku 1947 „zrozumieli, że należy walizki rozpakować, wojny oczekiwanej nie będzie, Historia przeszła mimo nich”, z niemałym więc trudem nabyli farmę i próbowali jakoś ciągnąć wózek swego losu. Oddychamy prawdziwie franciszkańskim duchem zjednoczenia z braćmi-zwierzętami. Zdumiewamy się nad trafnością spostrzeżeń, zwłaszcza w odniesieniu do Anglików. Nie brak tu również uwag dotyczących naszej emigracji, niekiedy cierpkich, nigdy jednak nie czynionych ze złośliwości, lecz wyrażających całkowite wzajemne niezrozumienie. Po powrocie do kraju pisarka kilkakrotnie zamierzała wydać te notatki, za każdym razem jednak pojawiały się jakieś przeszkody. Trudno się oprzeć wrażeniu, iż dobrze się stało. Czyż nie zostałyby one wykorzystane przez komunistyczne władze w kampanii oczerniania emigracji?

Podczas spotkania promującego „Wspomnienia z Kornwalii” z udziałem Anny Szatkowskiej (córki Zofii Kossak), Anny Fenby-Taylor (wnuczki) prof. Władysław Bartoszewski dał wyraz przekonaniu, iż w Zofii Kossak spotkał osobę świętą: „Gdy mnie młodzi ludzie pytają dziś o moje autorytety, (...) z żarem i przekonaniem mówię: Zofia Kossak. Gdybym nie spotkał Zofii Kossak, nie byłbym tym samym człowiekiem”. Trudno o lepsze świadectwo.