Reklama
Rozwiń

Seksualne ruchy na bagnie

Sławomir Shuty, dziecko nowohuckich blokowisk, wydał kolejną książkę: "Ruchy". Dzieło niby nowe, w istocie – odgrzewane

Publikacja: 17.04.2008 18:55

Seksualne ruchy na bagnie

Foto: Wydawnictwo W.A.B.

Tak samo nazywał się komiks i nowelka z tomu "Trafieni. 7 opowiadań o AIDS". Tekst z tego zbioru został rozciągnięty do formatu powieści. Po co, nie wiadomo. Autor traci punkty zdobyte dzięki "Zwałowi". Rozmydla się, spłyca.

Owszem, jest wyczulony na język współczesności. Przez kilka pierwszych stron bawił mnie pastisz z grafomańskich zawijasów w stylu dzisiejszej Mniszkówny: "Najdroższa! Ileż razy moje spragnione dłonie chciwie błądziły wśród wzgórz twych cudnie ukształtowanych, pełnych piersi, które profanowi mogłyby się wydać tandetnym tworem z silikonu – choć, przysięgam na wszystko, nim nie były".

Jednak na dłuższy metraż brak Shutemu pomysłów. Szwankuje konstrukcja, niedomaga koncepcja. Stylistyczna maniera zamienia się w słowotok, nad którym autor traci panowanie. Dobrnięcie do finału "Ruchów" to wyczyn na miarę przepłynięcia kraulem bagniska.

Akcja rozgrywa się w zasyfionym polskim miasteczku. Epicentrum znajduje się w knajpie, kiedyś ekskluzywnej, dziś spsiałej. Gromadzi się tu gawiedź żądna seksualnych emocji. Tarło kretynów pozbawionych życiowego celu i systemu wartości. Nieszczęśliwych, sfrustrowanych dekadentów XXI wieku.

Z marazmu próbuje wyrwać się jedna z par. Dobrana losowo, pod wpływem hormonalnego impulsu. Osiadają w wiejskiej samotni, wśród "prawdziwych" ludzi. Przez moment znów robi się śmie- szniej. Shuty zręcznie parodiuje językowe łamańce ludu permanentnie pozostającego pod wpływem procentów.

Reklama
Reklama

Pseudochłopska gadka jest miłą odmianą po erotycznych enuncjacjach stanowiących główną treść "Ruchów", które równie dobrze mogłyby nosić tytuł "Kopulacja". Niewiele pomaga, że pisarz wykazuje się inwencją, znajdując dziesiątki określeń dla pierwszorzędnych cech płciowych. Co gorsza, nie potrafi spuentować erotycznego wiru.

Ponad 100 lat temu Przybyszewski skonstatował, że "na początku była chuć", i opakował to cenne odkrycie tysiącem pretensjonalnych sformułowań. Dziś nikt nie jest w stanie tego czytać. Podobnie jak dzieła "Na wspak", manifestu dekadentyzmu pióra Jorisa-Karla Huysmansa. Bo z opisów spółkowania, choćby w najbardziej wyuzdanej formie, niewiele wynika.

Tak samo nazywał się komiks i nowelka z tomu "Trafieni. 7 opowiadań o AIDS". Tekst z tego zbioru został rozciągnięty do formatu powieści. Po co, nie wiadomo. Autor traci punkty zdobyte dzięki "Zwałowi". Rozmydla się, spłyca.

Owszem, jest wyczulony na język współczesności. Przez kilka pierwszych stron bawił mnie pastisz z grafomańskich zawijasów w stylu dzisiejszej Mniszkówny: "Najdroższa! Ileż razy moje spragnione dłonie chciwie błądziły wśród wzgórz twych cudnie ukształtowanych, pełnych piersi, które profanowi mogłyby się wydać tandetnym tworem z silikonu – choć, przysięgam na wszystko, nim nie były".

Reklama
Literatura
„Bałtyk", czyli kogo „obsmarował" w „Czarodziejskiej Górze" Tomasz Mann
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Literatura
„Bałtyk” Tora Eysteina Øveråsa: tajemnice twórców bałtyckiego kręgu
Literatura
„Świat zagubiony”czyli Polska Ludowa przenosi się w kosmos
Literatura
„Czarodziej śmierci” – nowy kryminał Katarzyny Bondy jak „Breaking Bad” po polsku
Literatura
Jakub Małecki ujawnia szczegóły nowej powieści – „Fabuła wynika z intymności”
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama