Zaskakuje już sam pomysł książki. Notatki o współczesnym świecie autor przeplata z przedstawioną w pierwszej osobie opowieścią o Anyi, której płaci za porządkowanie archiwum, oraz relacją samej sekretarki. Wątki prowadzone są równolegle – także w dosłownym sensie. Górę strony zajmują radykalne poglądy pisarza, występującego jako Senor C, środek – jego zwierzenia o relacjach z sekretarką, dół – historia tej znajomości według Anyi. Coetzee pisze o starciu temperamentów, odmiennych światopoglądów i przyciąganiu się przeciwieństw.
Senor C – najdelikatniej mówiąc – nie przepada za George’em W. Bushem. Mówi o jego „grzesznej pysze”. Zdaniem pisarza prezydent USA „posuwa się do twierdzenia, że nie może popełnić zbrodni, sam bowiem ustanawia prawa określające, co jest, a co nie jest zbrodnią”.
Senor C chwali Harolda Pintera, laureata literackiej Nagrody Nobla z 2005 roku, za przypuszczenie wściekłego ataku na Tony’ego Blaira, zwolennika interwencji w Iraku. Rozważa naturę kapitalizmu. Twierdzi, że wolnego rynku nie stworzył ani Bóg, ani duch historii. „A skoro stworzyliśmy go my, to czy nie możemy go zdemontować, a potem odbudować w dobrotliwej postaci?”. Roztrząsając kwestie wiary – w tym chrześcijańskiej – wchodzi na śliską drogę.
Dla mnie najistotniejsze są krótkie przypowieści o namiętności i śmierci. Pierwsza nawiązuje do wykonanego w Paryżu zdjęcia dwojga zakochanych. Drugą zrodził sen, w którym mężczyznę przeprowadza w zaświaty dziewczyna.
Nad takimi przemyśleniami, nagrywanymi na dyktafon lub zapisywanymi na luźnych kartkach, ma zapanować Anya.