Słowa klucze Krzysztofa Karaska to koń i chmury. Jeśli tak, to zaraz skojarzenie – Pegaz – ale oczywiście takie banały to może w innej poezji, bo w tej nie.
Krzysztof Karasek zadaje retoryczne pytanie: „Więc co robić w chmurach samotnie?”. Nie liczy raczej na to, by ktoś był zdolny tu do niego w chmurach dołączyć. „Nie ma szans/ na wzniesienie/ gdy podłoże/ jest grząskie”. Celebruje swój dojrzały wiek z godnością i bez fałszywej skromności. Jego poezja jest o nim, każda wybitna poezja jest o poecie. Karasek jest jednak uosobieniem poety, mówiąc o sobie, wypowiadając siebie, mówi o świecie całkiem naturalnie, bo jest jego narządem mowy: „Jestem słowem powierzonym ziemi/ wzdłuż rozciętych ust horyzontu”.
Krzysztof Karasek przyjaźni się z innymi poetami, jest członkiem artystowskiej gildii i nie udaje kogoś innego, pisze wiersze dla innych poetów i dlatego właśnie jest uniwersalny. Wygląda to na paradoks, ale nim nie jest: do czytelników trafi najcelniej to, co jest bezinteresowne, mistrzowsko zrobione dla samej przyjemności tworzenia czy – innymi słowy – obcowania ze światem, które nie jest wyborem ani koniecznością, tylko czynnością życiową.
[i]Przypadłem do ziemi,
trzymałem w ustach jej sutki.