Jerzemu Janickiemu, zmarłemu dwa lata temu lwowiakowi, autorowi m.in. „Czkawki” i „Krakidałów” oraz licznych scenariuszy filmowych, w których obowiązkowo umieszczał postaci swoich pobratymców z Łyczakowa, dedykowana jest antologia lwowskiej poezji wydana przez jego przyjaciela Bogdana Szymonika, właściciela podkarpackiej oficyny Bosz.
Nie pierwsza to antologia wierszy o Lwowie i nie najobszerniejsza, ale bodaj najpiękniejsza. Sprawia to szata graficzna książki zaprojektowana przez Władysława Plutę i fotografia Adama Bujaka. Fotografie wydobywające całe piękno Wałów Hetmańskich, Teatru Wielkiego, parku Stryjskiego, kaplicy Boimów czy kościoła świętej Elżbiety – dziś, cóż począć – cerkwi św. Olgi.
Wyjątkowość Lwowa opiewali od stuleci autorzy związani z tym miastem, ale nie tylko oni... Tu zebrano wiersze ponad 30 twórców od, rzecz jasna, Sebastiana Klonowica i jego „Roxolanii” po współczesnych poetów, takich jak Mariusz Olbromski (znawca Kresów, dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej) czy mieszkająca we Lwowie, pisząca po polsku Natalia Otko. Nie mogło zabraknąć w tej książce sercem pisanych wierszy Mariana Hemara, Andrzeja Chciuka, Feliksa Konarskiego. Są, oczywiście, Herbert i Wierzyński. I arcydzielny wiersz Adama Zagajewskiego „Jechać do Lwowa”, przebłysk, a raczej erupcja lwowskiego genius loci, u poety związanego z tym miastem urodzeniem w roku 1945, gdy nagle trzeba było „w pośpiechu pakować się, zawsze, codziennie i jechać bez tchu”.
I żyć dalej. Tylko jak? „Może się poza Lwowem jakiś świat rozrasta,/ Ale cóż mi po świecie, w którym nie ma Lwowa!...” – pisał jeszcze w 1929 r. obrońca Lwowa Jan Zahradnik. A Józef Relidzyński, stary legionista, żołnierz armii Andersa, na wieść o decyzjach podjętych przez sprzymierzonych (!) i „klepniętych” w Poczdamie, pytał: „Więc mamy się wynosić.../ Tak po sześciu wiekach/ Ślubu z tym drogim miastem, które zawsze wiernie/ Dzieliło z Matką – Polską i róże i ciernie,/ Na samą myśl o którym wilgną nam powieki”.
I pomyśleć, że ledwie 20 lat wcześniej Kornel Makuszyński mógł się zachwycać: „O, jakżeś cudne jest w tym złotym słońcu, najdroższe miasto moje! Miasto Polską obłąkane!...”.