"Olbrzym" – tak zatytułowany jest utwór – powstał najprawdopodobniej w czasach październikowej odwilży 1956 r. Manuskrypt to dwie kartki formatu A4 gęsto zapełnione trudnym do odczytania drobnym pismem Marka Hłaski.
Tekst, pozbawiony niemal skreśleń i korekt, zaczyna się od słów: "Mój wuj stał przy oknie i gapił się na ulicę. Ulicą po styczniowym wstrętnym błocie człapały już od dawna tysiące ludzi. Mieli nieogolone twarze, dzikie oczy i zapuchłe wargi; mundury ich były połatane i świecące dziurami; zdawało się, że idąc, śpią i ich monotonna smętna pieśń brzmiała niesamowicie. Ryczeli: "Komandir gieroj, gieroj Czapajew"; nie zwracając uwagi ani na idiotycznie uśmiechnięte tłumy ludzi stojących na chodnikach, ani na żałośnie zwisające flagi, ani na ciężkie samochody, które wyprzedziły ich, obrzucając fontannami błota.
– Gówno będzie – powiedział wujo – a nie Polska...".
Rękopis "Olbrzyma" znajduje się w posiadaniu warszawskiego antykwariusza i bibliofila Czesława Apiecionka. Nie chce on na razie wyjawić, kto powierzył mu manuskrypt.
– Skan pierwszej strony opowiadania przesłałem panu Andrzejowi Czyżewskiemu, siostrzeńcowi i biografowi Marka Hłaski – powiedział "Rzeczpospolitej" Apiecionek. – Poprosiłem go, by ocenił, czy "Olbrzym" jest nieznanym opowiadaniem, czy też pierwszą wersją jakiegoś opublikowanego już tekstu. Gdy uda się to ustalić, zaproponuję kupno rękopisu wrocławskiemu Ossolineum, które przechowuje archiwum autora "Sowy, córki piekarza".