Fibak, wybrakowana mozaika

W 1990 roku Daniel Passent wydał książkę o tenisiście i kolekcjonerze obrazów Wojciechu Fibaku pt. „To jest moja gra”. Teraz ukazało się jej zmienione wydanie.

Publikacja: 02.07.2010 15:35

Daniel Passent „To jest moja gra. O Fibaku”. Nowy Świat, Warszawa 2010

Daniel Passent „To jest moja gra. O Fibaku”. Nowy Świat, Warszawa 2010

Foto: Rzeczpospolita

Autor pominął różne szczegóły z biografii bohatera po 1989 roku. Zdumiewają niektóre zmiany. Na przykład w pierwszej edycji Passent naśmiewa się z pisarza katolickiego Jana Dobraczyńskiego. Teraz jego nazwisko mechanicznie zastąpił nazwiskiem Jarosława Marka Rymkiewicza.

Na okładce pierwszej edycji widnieje tylko tytuł, nazwisko Passenta i nie ma słowa o Fibaku. Obserwowałem w 1990 roku, z jaką złością Fibak przyjął ten fakt, bo na podstawie okładki nikt nie domyślał się, że książka jest o nim. No właśnie! Wadą książki jest to, że jest ona nazbyt grą Passenta, który pozostał na pierwszym planie, choć miał szansę dokonać koniecznej korekty.

Co kogo obchodzą w książce o Fibaku w 2010 roku osobiste emocje Passenta na temat pierwszej „Solidarności”? Autor pisze na przykład, że w 1981 roku wybitny dziennikarz sportowy Bohdan Tomaszewski „od czasu do czasu zza pazuchy nienagannie granatowej marynarki wyciągał ostrą strzałę. Jedną z takich strzał wypuścił pod moim adresem”. W książce jest za dużo politycznych emocji autora. Dla pokolenia trzydziestolatków to nudna archeologia.

Czego zabrakło? Na przykład Passent za pierwszą edycją cytuje entuzjastyczną wypowiedź o Fibaku wybitnej historyczki sztuki prof. Władysławy Jaworskiej. Tymczasem Jaworska wydała w 2006 swoje głośne „Wspomnienia”, gdzie raz tylko, zresztą obojętnie (!), wymieniła nazwisko Fibaka. Skąd u niej ta zmiana nastawienia? Fachowy i rzetelny biograf wyjaśniłby tę tajemnicę, ważną w życiorysie bohatera. Jego portret zyskałby na prawdzie i dramatyzmie. Bez tego Fibak jest papierowym bohaterem, jak postaci kreowane przez Jana Dobraczyńskiego, którego nazwisko Passent wyciął z obecnego wydania. A nazwisko znanego marszanda Andrzeja Starmacha przekręcił.

Sukcesy na korcie Fibak odnosił w latach 70. i 80. zeszłego wieku. Po 1989 roku funkcjonował w świadomości społecznej już przede wszystkim jako biznesmen lub kolekcjoner malarstwa. Mamy na słowo wierzyć autorowi, gdy pisze, że Fibak był właścicielem wielkich przedsiębiorstw? Dostępne są archiwa, autor mógł posłużyć się liczbami! Może Fibak był jedynie skromnym udziałowcem lub wnosił w aporcie tylko tzw. chwytliwe nazwisko? Podobnie można było sięgnąć do dokumentów, gdy chodzi o aferę z prostytutkami w Paryżu, zamiast powoływać się na oklepane opinie.

Sprawa kolekcjonerstwa i handlu sztuką przez Fibaka po 1989 roku właściwie została pominięta. Czytelnik nie dowie się, komu powierzono sprzedaż kolekcji obrazów i dlaczego do sprzedaży nie doszło. Nabywcą miał być np. Jan Kulczyk lub międzynarodowy koncern. Wystawy obrazów przed ich sprzedażą odbywały się pod patronatem m.in. Władysława Bartoszewskiego – dla biografa to smakowity szczegół! Dlaczego Passent nie rozwija takich wątków, dlaczego je pomija? Nie wspomina, dlaczego kolekcjoner, rzekomo właściciel fortuny, wyprzedawał swą kolekcję na sztuki i jak było to komentowane? Nie mówi, z jaką alergią Fibak reaguje, gdy ktoś poda prawdziwe, niezawyżone ceny jego obrazów.

Fibak zbudował swój mit na żonglowaniu aktualnie modnymi nazwiskami lub pojęciami ważnymi w dziejach Polski. Passent wiernie towarzyszy bohaterowi, przez to książka ma charakter mitotwórczy. Autor powtarza za pierwszym wydaniem, że Fibak chciał w Paryżu spełniać rolę, jaką w XIX stuleciu pełnił Hotel Lambert ks. Adama Czartoryskiego. Już 20 lat temu takie stawianie na pomniku było bezpodstawne. Pustą deklaracją było pisanie, że Fibak zamyśla o kupnie paryskiego pałacu o wielkim symbolicznym znaczeniu dla Polaków. Powtarzanie dziś tych zdań bez komentarza to bzdura! Zwłaszcza że Hotel Lambert parę lat temu był do kupienia.

W nowym wydaniu książki autor dodał wypowiedź o Fibaku modnej dziś i wpływowej historyczki sztuki Andy Rottenberg. Nie ma ona nic istotnego do powiedzenia, ale w ten sposób Fibak występuje na jej mocnym tle. W książce dodano też nowy fragment, w którym Fibak mówi: „Jestem w moim apartamencie w Bristolu, słyszę pukanie, wchodzi Aleksander Kwaśniewski...”. Czyżby Fibak czuł się aż tak niepewny siebie, że stale musi podpierać się „nazwiskami”? Dlaczego Passent nie opisał biurka Fibaka w jego stołecznej galerii? Leży tam fura książek, grzbietami (tytułami!) do gościa. W podobnie wyreżyserowanym nieładzie porozrzucane są wizytówki wpływowych osób, które, w domyśle, jedzą Fibakowi z ręki.

Dlaczego autor nie wykorzystał treści wywiadów, jakich jego bohater udzielił po 1989 roku? Jakby ich nie było. Kiedy Fibak mówi w wywiadzie np. o powstaniu warszawskim, to biografowi nie wolno takiego faktu pomijać. Mógłby postawić pytanie, jakie wartości są bohaterowi naprawdę bliskie, a jakie służą mu tylko do kreowania wizerunku? Czy w swojej grze Fibak nie zgrał się przypadkiem? Passent dodał informację, że Fibak wszedł do komitetu honorowego kandydata na prezydenta Bronisława Komorowskiego. Widzimy też dodaną fotografię Fibaka z Donaldem Tuskiem i zmarłym w smoleńskiej katastrofie Maciejem Płażyńskim.

Jeśli ktoś w trakcie lektury jednak polubił Fibaka, to mógł stracić tę sympatię po przeczytaniu ostatniego, nowego, rozdziału pt. „Trzeci set”. To osobista rozprawa Fibaka z Zygmuntem Solorzem, właścicielem Polsatu. Emocje są pełne ognia, jakby wydarzenia miały miejsce wczoraj, nie zaś dawno temu. Fibak umniejsza Solorza. Na tak spreparowanym słabym tle pokazuje siebie. Demonstruje niezrozumiałą po tylu latach potworną frustrację. Czytelnik ma prawo odnieść, być może mylne, wrażenie, że rozdano wielkie łapówki i tylko dlatego Fibak przegrał rywalizację o telewizyjną koncesję. Cytuję: „Solorz zorientował się, że dla Markiewicza najważniejsze nie było stypendium dla syna ani willa na Żoliborzu...”.

Biografia to rodzaj mozaiki. W mozaice Passenta zabrakło zbyt wielu kamyków, sama kompozycja budzi zaś poważne wątpliwości.

[i]Daniel Passent „To jest moja gra. O Fibaku”. Nowy Świat, Warszawa 2010[/i]

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski