Wśród grafomanów daje się zaobserwować niepokojący trend. Otóż nie wystarcza im krótka forma – na przykład opowiadanie. Muszą pisać powieści. Przypadek [link=http://empik.rp.pl/reka-fatimy-falcones-ildefonso,prod58220061,ksiazka-p]Ildefonsa Falconesa[/link], hiszpańskiego prawnika specjalizującego się w prawie cywilnym, jest szczególny. Nie tylko bez opamiętania wydaje książkę za książką (już pracuje nad następną), ale też znajduje rzesze czytelników.
[link=http://empik.rp.pl/reka-fatimy-falcones-ildefonso,prod58220061,ksiazka-p]„Ręka Fatimy”[/link] sprzedała się w Hiszpanii w nakładzie miliona egzemplarzy. Nasuwa się tylko jedno logiczne wyjaśnienie tego fenomenu. Może na Półwyspie Iberyjskim walczą z plagą bezsenności. W tym przypadku Falcones jest faktycznie niezawodny. Kilka stron i czytelnik śpi snem sprawiedliwego.
Twórca „Katedry w Barcelonie” postanowił stworzyć dzieło uniwersalne. Teoretycznie mieliśmy otrzymać poruszające love story osadzone w XVI-wiecznej Andaluzji. A także – bonusowo – przypowieść o starciu dwóch wielkich religii, o niespłaconym rachunku krzywd, brzemieniu winy. A jak wyszło?
Falcones opowiada o Hiszpanii po rekonkwiście. Maurowie zostali wyparci z kontynentu, a ci, którzy pozostali, bo Królestwo Grenady uznali za swe miejsce na ziemi, też nie mają lekko. Katoliccy królowie i Kościół nakazali im porzucić wiarę przodków i przejść na chrześcijaństwo. Poniżają ich, wyzywają od niewiernych psów, okradają, a kobiety gwałcą.
To właśnie syna katolickiego księdza i muzułmańskiej kobiety uczynił Falcones bohaterem „Ręki Fatimy”. Hernando, szerzej znany jako Nazarejczyk, przynależy do dwóch światów – chrześcijaństwa i islamu. Jednocześnie odrzucony zostaje i przez Maurów, i przez Hiszpanów. Hernando obserwuje powstanie muzułmanów, które ma doprowadzić do zdobycia pałacu Alhambra. Jeżeli wszystko się uda, wyznawcy Allaha odbiorą utracone dobra. Punkt wyjścia jest faktycznie niezły. Gorzej z wykonaniem. Do pisania dialogów trzeba mieć słuch, a autor ucho ma drewniane. Bohaterowie wypowiadają więc kwestie, które szeleszczą papierem. Nieporadne opisy scen rzezi wywołują jeśli nie rozbawienie, to zażenowanie. Czytelnik zaskakiwany jest odkrywczymi sentencjami w rodzaju: „Mulnikowi z Narili brakowało jednej ręki, ale miał drugą”.