To już piąte edycje tych książek pełnych anegdot i facecji, również – w „Zupie na gwoździu” – ponadczasowych, jak się okazuje, refleksji.
Po premierze „Tędy i owędy” krytycy głównie zwracali uwagę na humor i lekką formę dzieła. Czytane dziś zachwyca przede wszystkim stylem, który – jak pisze Aleksandra Ziółkowska-Boehm – „robił wrażenie żywiołowego, niekontrolowanego (...) Można by to przyrównać do metody impresjonistycznej w malarstwie”. Ze swej strony odniósłbym się do słów samego Wańkowicza, który w jednym z felietonów pomieszczonych w „Zupie na gwoździu” dokonał następującego porównania Żeromskiego z Sienkiewiczem (w „Zielu na kraterze” znajdziemy niemal bliźniaczy cytat):
„… Sienkiewicz jest wielki rozrzutny pan, a Żeromski ciułacz. Jeśli pan Andrzej ma taką, nie inną misiurkę, podrzuca tak a nie inaczej obuszek, a Pacunelki śpiewają taką a nie inną piosenkę, to posuwamy się z Sienkiewiczem od Środy do Piątku, od Piątku do Soboty czy tam innych miejscowości i jesteśmy pewni, że on tam z tymi ludźmi był, że na pewno tę Rzędzianową terlicę widział, że to go nie kosztowało poszukiwań, że spór Rzędzianów o gruszę na miedzy był mu bezpośrednio przez nich opowiedziany, a nie wzięty z jakichś fiszek Kubali. Jeśli weźmiemy drobiazgowe wyliczanie przez Żeromskiego sprzętu rybackiego, to fiszki sterczą na wszystkie strony jak słoma z siennika”. Otóż, niezależnie od estymy, jaką Wańkowicz darzył Żeromskiego, pisał on jak Sienkiewicz. A to wciąż jest komplement w literaturze polskiej największy z możliwych.
„Zupa na gwoździu”, której pierwsze wydanie ukazało się w 1967 r., po ponad 40 latach i ustrojowej „transformacji”, jawić się powinna jako książka li tylko historyczna, tymczasem wcale tak nie jest. Oto co na przykład odnotował Wańkowicz w czerwcu 1963 r.: „Najprzód plemię piastowe dowiedziało się, że importujemy zboże. I to skąd? Z Hameryki. Niedługo zeszło, a teraz dowiadujemy się, że importujemy węgiel koksowy. Zachodzi obawa, że poczniemy importować bachory. Bo węgiel, zboże i bachory to, zdawało się, nasze przyrodzone skarby. Niektóre z nich bardzo lubiliśmy wytwarzać”.
No i co się z nami porobiło?