Ktoś mógłby zauważyć, że od nadmiaru głowa nie boli, ale jest jednak granica chłonności wszelkiego rodzaju rocznicowych inicjatyw. Jeszcze długo po 2010 roku wielu warszawiaków będzie dostawało mdłości na myśl o Walcu Des-dur op. 64 nr 1 Chopina po tym, jak po raz tysięczny musieli wysłuchać jego fragmentu odtwarzanego przez jedną z kilkunastu chopinowskich ławeczek.
Na pocieszenie mogę tylko dodać, że nie tylko my jesteśmy opętani przez demona świętowania. Francuzi nie zostają w tyle, a jako naród starszy i liczebnie silniejszy, mają nawet specjalny „Zbiór obchodów narodowych" wydawany przez tamtejsze Ministerstwo Kultury. Zawiera on całkiem pokaźną listę kilkudziesięciu pisarzy, artystów, naukowców i mężów stanu, na którą w 2011 roku podstępnie wciągnięto naszą Marię Skłodowską-Curie, przemilczając jej słowiańsko brzmiące panieńskie nazwisko. Przy okazji nie obyło się bez skandalu z Céline'em w roli głównej, o czym już pisałem na łamach „Kultury Liberalnej" (nr 110 (7/2011) z 15 lutego 2011 r.).