Syndrom bibliotekarki: słyszysz, że ktoś lubi czytać, i widzisz od razu szarą mysz z nosem w książce. Zahukaną, samotną i – to prawie pewne – niespełnioną erotycznie.

Oderwaną od realiów, tkwiącą wciąż jedną nogą w którejś z minionych epok. Nieczułą na nowinki. Nad taką trzeba by dopiero pracować, dowartościowywać – myślisz sobie. Harówka ponad miarę. I bez gwarancji pozytywnych efektów. Ikona nieatrakcyjności, dzierżąca zadrukowany tom, symbol nudy.

– Inny stereotyp, prowokujący podobne reakcje, to przeintelektualizowana absolwentka studiów humanistycznych. Niedostępna i zadzierająca nosa – mówi Monika Czaplicka, członkini Grupy Twórczej Qlub Xsiążkowy, która ze znajomymi uparła się, żeby zmienić ten stereotyp. – Bzdury. Czytają ludzie młodzi, otwarci, bez kompleksów. Książka jest jednym z elementów ich codziennego życia, nie należy do sacrum.

Czytaj więcej w "Przekroju"