Samotny Matador to komiks Jaya Wrighta

Wino, kobiety i adrenalina – to była jego dieta przez długie lata. Walkę z bykiem traktował jako specyficzną formę twórczości. Jak metafizykę.

Aktualizacja: 19.01.2012 11:22 Publikacja: 19.01.2012 10:21

Samotny Matador to komiks Jaya Wrighta

Foto: Materiały Promocyjne

Unieśmiertelniony przez Hemingwaya

Juan Belmonte Garcia z Sewilli, rocznik 1892, urodził się z defektem na pozór uniemożliwiającym start na arenie: chudziutkie, krzywiczne kończyny dolne plus potężny tors. W tym nieciekawym ciele skrywała się gmatwanina kompleksów i dumy, nieśmiałości i brawury. Na przekór wszystkiemu Juan marzył o karierze toreadora. I odniósł sukces. Wypracował własną technikę drażnienia muletą. Stał nieporuszenie w miejscu, manewrami płachty zmuszając coraz bardziej ogłupiałego byka do wielokrotnych rund dookoła własnej osoby. I nagle zadawał śmiertelny cios.

Pierwszego uśmiercił w 1910 roku. Potem zarabiał 9 tysięcy dolarów w ciągu jednego popołudnia, stając do walki z dwoma, nawet trzema rozwścieczonymi bestiami. W 1919 roku osiągnął szczyt: uśmiercił 234 byków podczas 109 corrid – rekord nie do pokonania przez następnych 46 lat!

Belmonte próbował też innych sposobów na życie – poza corridą. Nabył działkę w Andaluzji, hodował rasowe byki, napisał autobiografię (oczywiście, z pomocą ghostwrittera), przyjaźnił się z Ernestem Hemingwayem. Miał wiele wspólnego z amerykańskim noblistą – obaj nie akceptowali starości, fizycznego upadku, utraty potencji i powodzenia u dam.

Hemingway unieśmiertelnił geniusza mulety w dwóch głośnych powieściach, „Śmierć po południu" i „Słońce też wschodzi". Tydzień przed 70. urodzinami Belmonte przegalopował wokół rancza, wypalił cygaro, łyknął wina, wyciągnął pistolet i palnął sobie w łeb. Rok wcześniej identycznie postąpił Hemingway.

Samotność emeryta

Wydarzenie trafiło na łamy prasy, m. in. tygodnika „Life". Ponad cztery dekady później na podstawie tej relacji powstał film zatytułowany „Belmonte". Niedawno zaś króla corridy przypomniał Jay Writght w komiksie „The Lonely Matador".

Wizualnie znakomite. Konwencja groteski. Brzydko-zabawne figury obwodzi wyraźny czarny kontur; płasko kładzione kolory są skontrastowane z miejscami podrysowanymi ołówkiem czy kredkami. Poza zwykłymi planszami, komiks uatrakcyjniają elementy dodatkowe – do wyjmowania, rozkładania, przesuwania. Na przykład – afisz reklamujący wyroby wędliniarskie czy plakat zapowiadający występ torrera – dawno temu.

Ale nie o przeszłe sukcesy w tym tomie chodzi. Młody brytyjski rysownik i scenarzysta zabawił się w probabilistykę – co by było, gdyby...? Gdyby odarty z glorii sławy i samczych sukcesów toreador nie targnął się na życie, lecz wiódł je wedle wskazań doktora?

Śledzimy sześć dni z nieciekawej egzystencji ex-gwiazdora areny. Mieszka w ubogiej dzielnicy niezidentyfikowanego miasta (wszystkie szyldy i napisy po angielsku), samotnie (zgodnie z tytułem), jeśli nie liczyć psa. Obydwaj, pan i pupil, nie grzeszą wzrostem ani urodą. Ale mają metodę na poprawę samooceny – przebierają się. Oto bohater. Krucza brew, uwodzicielskie baki, wypomadowana czupryna. No i starannie wystylizowany strój. Z kolei kundel paraduje z... rogami, zamocowanymi na łbie jak kokarda.

Jednak codzienność tej dziwacznej pary jest mało rozrywkowa. Samotny Matador snuje się z psem po domu, odwiedza market, ćwiczy na siłowni. Gdy telewizja transmituje walkę byków, śledzi przebieg i oczywiście wkurza się na gafy innych. Nieoczekiwanie w piątek w toreadora wstępuje dawny duch Nieustraszonego Pogromcy Byków. Rusza do walki z własnym psem, udającym rozjuszone monstrum. Demonstruje najlepsze zagrywki. Przypadkowi widzowie, spacerowicze dębieją z wrażenia. Sukces!

W sobotę Belmonte porywa się na kolejny wyczyn. Wspina się na dach pobliskiej kamienicy i niszczy wymalowane na fasadzie ostrzeżenie przed skutkami palenia papierosów. Zamiast tego, wypisuje buńczuczne hasło: „The Fight lives on". Czy, i jak walka potoczy się dalej, Wright nie informuje. Ale zostawia nas z nadzieją.

The Lonely Matador, rysunki i koncepcja Jay Wright

Tłum. Zuzanna Neczyńska

Wyd. Centrala – Central Europe Comics Art,

Poznań, 2011

Unieśmiertelniony przez Hemingwaya

Juan Belmonte Garcia z Sewilli, rocznik 1892, urodził się z defektem na pozór uniemożliwiającym start na arenie: chudziutkie, krzywiczne kończyny dolne plus potężny tors. W tym nieciekawym ciele skrywała się gmatwanina kompleksów i dumy, nieśmiałości i brawury. Na przekór wszystkiemu Juan marzył o karierze toreadora. I odniósł sukces. Wypracował własną technikę drażnienia muletą. Stał nieporuszenie w miejscu, manewrami płachty zmuszając coraz bardziej ogłupiałego byka do wielokrotnych rund dookoła własnej osoby. I nagle zadawał śmiertelny cios.

Pozostało 84% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski