Saul Friedaender analizuje związki kiczu i nazizmu w popularnych filmach

Saul Friedländer zastanawia się, w jaki sposób artyści mogą interpretować Zagładę bez popadania w sztampę

Aktualizacja: 13.03.2012 12:26 Publikacja: 13.03.2012 10:40

Saul Friedaender analizuje związki kiczu i nazizmu w popularnych filmach

Foto: ROL

Fascynujący temat: związki kiczu i śmierci. Tej na największą skalę, ludobójstwa. Czy dramat o ogólnoludzkim wymiarze nie kłóci się z pojęciem tandety? Saul Friedländer dowodzi, że bynajmniej. Takie stanowisko zajął trzydzieści lat temu, gdy pisał „Refleksy nazizmu", esej dopiero teraz wydany po polsku.

Kicz fałszujący prawdę

Uwagi izraelskiego historyka i polityka (poprzez śmierć rodziców naznaczonego stygmatem Auschwitz) poprzedzają rozważania Pawła Śpiewaka zatytułowane „Kicz i estetyzacja polityki". To tekst współczesny, ale nie czuje się czasowego rozziewu.  I nie ma sprzeczności w poglądach autorów. Dla Friedländera oraz Śpiewaka kicz ma nie tylko wymiar estetyczny, także, może przede wszystkim – etyczny. Najgorszy rodzaj – wszak kicz ma wiele odmian – to ten świadomie fałszujący prawdę. Uwznioślający zbrodnie ludobójstwa. Przy tym, ukrywający prawdziwe intencje twórców kicz-utworów, zazwyczaj motywowanych chęcią zdobycia poklasku, kariery, pieniędzy.

Friedländer analizuje związki kiczu i nazi-ideologii poprzez konkretne przykłady z dziedziny literatury i filmu. I koncentruje się na arcydziełach: „Zmierzchu bogów", „Kabarecie", „Mefiście", „Lili Marleen", „Nocnym portierze". Autorzy tych super-filmów próbowali dociec, gdzie kryją się źródła nazistowskiej ideologii. W zepsuciu arystokracji? W biedzie?  W nadziei na przewartościowanie porządku świata? Co więcej, niektórzy reżyserzy, jak Fassbinder, świadomie sięgają po konwencję szmiry („Lily Marleen"), żeby tym dobitniej obnażyć niezawodne mechanizmy uwodzenia tłumów.

Cechy tandety

Śpiewak natomiast stara się skategoryzować pojęcie kiczu; wylicza kilka głównych cech definiujących zjawisko (po pierwsze: sentymentalizm, na który łapie się bierny odbiorca; po drugie: brak autentyzmu, korzystanie ze sprawdzonych i „kupionych" klisz; po trzecie: kreowanie świata iluzji, za którym ukrywa się prawdziwe życie; po czwarte: patos i śmiertelna powaga).

Obydwaj autorzy wskazują na artystyczno-etyczne nadużycia. Wzmiankują o dziełach sztuki, w których dokonuje się apoteoza faszyzmu; w których nazi-ideę stawia się na piedestale, uczłowiecza; w których masowe zbrodnie tłumaczy się sytuacją na świecie – ekonomicznym i społecznym kryzysem po I wojnie.

Obaj autorzy dowodzą: wszystko to zabiegi propagandowe, służące zafałszowaniu prawdy niegodnej i niewygodnej. O ile to jeszcze zrozumiałe w przypadku autentycznych fanów führera (byli tacy, choćby Leni Riefenstahl) to nie do pojęcia ani przyjęcia u osób działających wiele lat później, już świadomych skali zbrodni. Co więcej, niebezpieczne bywają też próby „obiektywnego" przedstawiania faszystów, szukanie uwarunkowań rodzinno-emocjonalnych, podkreślania cech pozytywnych, ludzkich; znajdowanie niejako przeciwwagi dla zbrodni. Wszystko to fałsz, zasłona dymna. Holocaust był.

Co dalej z traumą

Obydwaj autorzy nie mają też wątpliwości – świadectwo prawdzie jest niezbędne. Dokumenty, autentyki znamy. Teraz chodzi o schedę psychiczną: w jakiej formie Zagłada pojawia się w świadomości młodszych pokoleń? Jak interpretują zbrodnie hitlerowskie ci, którzy urodzili się dużo później? Czy mają do tego prawo? Jaki typ metaforyki będzie służył sprawie, nie budząc podejrzeń o przejście na stronę kiczu?

Jednocześnie – czy da się od tego uciec? Przecież właśnie szmira nadaje ton dzisiejszej pop-kulturze, znajduje poklask u masowego odbiorcy. Ambitne próby od razu przechodzą do sfery niszy, odrzucanej przez większość populacji.

Niestety, nie ma odpowiedzi w omawianej publikacji. Wątek podjęty przez Friedländera urywa się w 1982 roku, gdy tymczasem ostatnie lata przyniosły mnóstwo dzieł interpretujących na różnych poziomach nazizm. Poczynając od komiksu „Maus" Spiegelmana, „Życie jest piękne" Benigniego, „Białej wstążki" Hanekego, poprzez „Obozu z klocków lego" Libery, „Mydlany korytarz" i „How it is" Bałki, „80064" Żmijewskiego i „Modlącego się Hitlera" Cattelana aż po kolportowane w sieci zdjęcia... kotów, najbardziej podobnych do Hitlera.

Saul Friedländer:  Refleksy nazizmu. Esej o kiczu i śmierci, tłum. Marcin Szuster Wydaw. Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2011

Fascynujący temat: związki kiczu i śmierci. Tej na największą skalę, ludobójstwa. Czy dramat o ogólnoludzkim wymiarze nie kłóci się z pojęciem tandety? Saul Friedländer dowodzi, że bynajmniej. Takie stanowisko zajął trzydzieści lat temu, gdy pisał „Refleksy nazizmu", esej dopiero teraz wydany po polsku.

Kicz fałszujący prawdę

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego