Co było najpierw: piłka nożna czy polityka?
– Oczywiście piłka. Zacząłem grać wlubie jako sześciolatek. Jako 14-,15-latek reprezentowałem austriacki klub, dostałem kontrakt. Zainteresowania polityczne pojawiły się około 16.–17. roku życia i wtedy doszło do konfliktu. Zrozumiałem, że świat piłki nożnej jest autorytarny i nastawiony na rywalizację. Inwestuje się weń masę pieniędzy. Politycy robią kariery na klubach. Poza tym cała kultura futbolowa jest bardzo macho, sporo w niej homofobii. W końcu więc przestałem grać na poziomie profesjonalnym. Teraz, 20 lat później, wciąż gram w piłkę i lubię oglądać mecze. Zależy mi na tym, by po prostu cieszyć się sportem. Dlatego napisałem książkę. Jej podstawą był pamflet, który wydałem pięć lat temu w Stanach – „Anarchistyczny poradnik futbolowy". Spędziłem wiele lat w USA i obserwowałem, jak od 2000 r. zaczęło tam wzrastać zainteresowanie piłką nożną. Dla Amerykanów zawsze był to sport alternatywny, nigdy ten pierwszy, bo rządziły rugby, koszykówka i siatkówka. Nie do końca znali więc i rozumieli historię piłki nożnej.
Piłka jest uważana za sport męski, ale ponoć w USA jest dość popularna wśród kobiet. Jak wygląda sytuacja kobiecego futbolu na świecie?
– Od jakichś 20 lat zmienia się na lepsze. Wcześniej w wielu krajach nie istniały zorganizowane grupy, prawie nie było kobiecych lig. Do narodowych klubów piłkarskich od lat 30. XX w. nie przyjmowano kobiet. Dzisiaj kobiecy futbol jest na olimpiadzie, są europejskie mistrzostwa mające coraz większą publiczność. I choć są duże różnice pomiędzy statusem męskiej a kobiecej piłki nożnej, rozwój tej drugiej uważam za jedno z najciekawszych zjawisk ostatnich lat. Co bardzo ważne – w Szwecji grupy dla młodych dziewcząt cieszą się uwagą, co zachęca dziewczyny do myślenia o futbolu w sposób profesjonalny.