Cierpienia rodziców odbijają się bowiem na kolejnych pokoleniach. Pomyślałem o tym, czytając wstrząsającą opowieść Marii Kaliny „Pasażer trzeciej klasy". Bo choć to jej ojciec – żołnierz Armii Krajowej, który był przez długie lata więziony w komunistycznych więzieniach – padł ofiarą represji, ona również była ofiarą.
Ojca aresztowano, gdy autorka była małym dzieckiem. Znała go więc tylko z fotografii, bo na „widzeniach" strażnicy nie pozwalali matkom podnosić małych dzieci ponad przepierzenie. Opisy tych odwiedzin należą zresztą do najbardziej dramatycznych scen książki. „Do więzienia na Rakowieckiej przyjeżdżaliśmy wcześnie rano. Przepustka była na jeden dzień i nie wiadomo było dokładnie, kiedy dyżurny strażnik będzie miał czas, aby umożliwić nam widzenie. Zazwyczaj czekałyśmy około czterech godzin".
I dalej: „Inne kobiety, zasłaniając zapłakane twarze, przygarniały do siebie przestraszone dzieci i szykowały się do wyjścia.
– Dlaczego wszyscy wychodzą?
– Bo nie mają już na kogo czekać – odpowiedziała ze łzami w oczach mama".