W rocznicę śmierci Stanisława Czycza, krzeszowickiego poety i prozaika, nakładem wydawnictw Ha! art, ukazała się książka "Czycz i filmowcy" przybliżająca twórczość autora „Anda" w aspekcie jego związków z polskim kinem. Dr Piotr Marecki, długoletni badacz twórczości Czycza, specjalista od współczesnej literatury i jej powiązań z nowymi mediami, pokazuje jak twórczość pisarza, przez wiele lat funkcjonującego na marginesie życia literackiego, zmieniła obraz rodzimego kina. Za adaptację jego trudnej prozy zabrali się bowiem twórcy bardzo różni, o zupełnie odmiennych sposobach filmowania i postrzegania roli kina. Jednak, co ciekawe, każdemu z nich, na rożny sposób, udało się wyrazić to, co bardzo niefilmowe w prozie Czycza.
Aby zrozumieć, na czym polega nietypowość prozy autora „Ajola", należałoby przywołać okoliczności jego debiutu. Już samo wejście do literatury było wielkim skandalem. W 1954 roku młody, nieznany nikomu chłopak z krzeszowickich kamieniołomów, chciał zaistnieć w środowisku literackim. Nie miał żadnych dokonań, napisał jedynie kilka wierszy, które przedstawił członkom Związku Literatów Polskich w Krakowie wraz z przypadkowo znalezionym tomem wierszy, cudem ocalałym z oświęcimskiego pociągu. Całość podpisał swoim nazwiskiem, prosząc o ich wydrukowanie, a następnie przyjęcie do Koła Młodych. Komisja naturalnie szybko odkryła podstęp, bowiem znalezione wiersze były tekstami zakazanego wówczas w Polsce Czesława Miłosza.
Środowisko literackie uznało ten występ za sprowokowaną manifestację polityczną poety – abnegata par excellence. Niektórzy wywrotowcy, jak np. Andrzej Bursa, zachwyceni postawą jawnie antysystemową, podjęli starania, by umożliwić poecie właściwy debiut. Po raz pierwszy swoje utwory wydrukował Czycz w literackim dodatku do Dziennika Polskiego, "Od A do Z". Do końca pozostał poza układami, poza wszelkimi klasyfikacjami. Niektórzy krytycy widzieli w nim poetę przeklętego z kręgu Bursy i Wojaczka, inni odczytywali jego utwory w kontekście przedwojennego katastrofizmu Miłosza i Czechowicza. Jednak żadna typologia nie wyjaśniła specyfiki jego prozy, która do końca definiowała się najlepiej poprzez to, co odrzucała.
Trzy udane adaptacje
Tym bardziej zadziwiają trzy udane adaptacje jego prozy, trzy fenomeny w polskim kinie. Każdy z nich to rodzaj eksperymentu, próba sprawdzenia, gdzie obraz musi ustąpić wobec hermetycznego języka zawiłej literatury, na ile niefilmowe przygody prostych bohaterów możliwe są do oddania w kinie.
Co ciekawe, utwór uchodzący za najtrudniejszy do sfilmowania, opowiadanie „And", doczekał się aż dwóch adaptacji. Według anegdoty przytoczonej przez Andrzeja Titkowa, jeden z wykładowców łódzkiej filmówki, Aleksander Jackiewicz, podawał „And" jako przykład prozy niemożliwej do ekranizacji. Latałło i Titkow mieli udowodnić, że jest inaczej.