Historia literatury odnotowuje wielu pisarzy z podkoloryzowanymi życiorysami. Jean Genet należy do niezbyt licznego grona tych, którzy nie musieli niczego ubarwiać. Podczas gdy inni opisywali życie społecznych nizin z perspektywy gabinetu wyekwipowanego w bibliotekę, on doświadczał ich na własnej skórze. Prawdopodobnie gdyby było inaczej, nie tylko nigdy nie napisałby „Dziennika złodzieja", „Matki Boskiej Kwietnej" i „Cudu róży", ale w ogóle nie zostałby pisarzem.
Paryż, pięć dni przed Gwiazdką 1910 r. Genet przychodzi na świat. Siedem miesięcy później matka oddaje go do przytułku. Przygarnia go małżeństwo drobnych rzemieślników z wioski Alligny-en-Morvan. Dzieciak nie okaże się aniołkiem – już w wieku 10 lat zaczyna kraść. Po ukończeniu podstawówki (ze świetnym wynikiem) przyjęty do prestiżowej podparyskiej Ecole D'Alembert miał się kształcić na drukarza, ale wytrzymuje tylko 10 dni i ucieka.
Później też nie było lepiej. Kolejnych opiekunów, m.in. niewidomego kompozytora René de Buxeuila, okradał i porzucał. Trafił do poprawczaka, z którego uciekał, żeby włóczyć się i kraść. Po uzyskaniu pełnoletności zaciągnął się do Legii Cudzoziemskiej. Jako legionista trafił do Syrii, gdzie po raz pierwszy zetknął się ze światemarabskim, który odegra w jego życiu wielką rolę. W 1936 r. zdezerterował i ruszył na włóczęgę po Europie. Kradł także w Polsce. W „Dzienniku złodzieja" zachwycał się widokiem półdojrzałego żyta, którego barwę porównywał „do jasnych włosów młodych Polaków, którzy mają w sobie jakąś maślaną łagodność Polski. Wiedziałem o niej, że przez wieki kaleczono ją i litowano się nad jej losem" – zanotował. W Katowicach wpadł na kolportażu fałszywych pieniędzy i spędził trzy miesiące za kratami. Dla upamiętnienia tego wydarzenia w tamtejszym areszcie odbywa się od czterech lat konkurs poetycki jego imienia.
Po powrocie do Francji kontynuował złodziejski proceder i pracował jako bukinista. Przyłapany kolejny raz na kradzieży książek powędrował do więzienia. Za kratami napisał i wydał własnym sumptem elegię „Skazany na śmierć". Utwór zachwycił Jeana Cocteau, który wprowadził Geneta na literackie salony i pomógł mu w znalezieniu wydawcy powieści „Matka Boska Kwietna". Zanim do tego doszło, Genet połakomił się na rzadką edycję dzieł Verlaine'a, za co, jako recydywista, dostał dożywocie. W zwolnieniu znów pomógł Cocteau. Potem jeszcze kilkakrotnie Genet wchodził w konflikt z prawem, ostatecznie dzięki wstawiennictwu intelektualistów pod koniec lat 40. został ułaskawiony przez prezydenta Francji.
To był najbardziej złodziejski i najbardziej twórczy okres w biografii Geneta. Niezwykły przestępca objawił się jako samorodny talent, portrecista środowisk wykluczonych z głównego obiegu życia społecznego. Poruszał problemy wyobcowania, uprzedzeń i kastowości w szermujących górnolotnymi hasłami demokracjach zachodnich. Oddawał głos wyrzutkom, prostytutkom, służbie, złodziejom, ale nie po to, żeby epatować. Prowokował (także w swoich dramatach) do dyskusji nad barierami – mentalnymi, politycznymi, własnościowymi, które dzielą ludzi na lepszych i gorszych. „Pociągają mnie ludzie, którzy się buntują. Gdyż ja sam czuję potrzebę kwestionowania całego społeczeństwa" – powiedział.