"Niedźwiedź, kot i królik"

to dziwny komiks, ale gdyby się nad tym zastanowić, czy nie wydaje się dziwne także to, że mamy ręce, palce, twarz, z której wydobywają się dźwięki, i że za ich pomocą się porozumiewamy? Tytułowa historia nie jest wcale dziwniejsza niż cały rodzaj ludzki – jego sny, baśnie, podania, mity, religie i legendy. Jest w tym komiksie duży pierwiastek szamanizmu, dążenia do iluminacji, odwiecznego pytania człowieka o istnienie Boga. W sekwencjach złożonych z onirycznych obrazów Marii Rostockiej zaklęto opowieść o szukaniu Graala. Bardzo ciekawą rolę odgrywa tutaj słowo: dar Boga, synonim człowieczeństwa, inteligencji, wolnej woli.

Scenariusz został napisany tak, by wydobyć cały potencjał tkwiący w obrazach Rostockiej, co sprawia, że poetyka komiksu wpisuje się w psychodeliczno-eksperymentalny nurt sztuki sekwencyjnej, sytuujący go gdzieś w pobliżu „Arzach" Moebiusa. Warstwa narracyjna pozbawiona jest jednak formalnej ekwilibrystyki. Prawda jest taka, że mimo zrozumienia i wykorzystania przez twórców roli piktogramu (postacie zresztą porozumiewają się za ich pomocą, zamiast używać klasycznego języka, co może też być jednym z kluczy do odczytywania sensu tej historii) jest to komiks do oglądania i wewnętrznego przeżywania, a nie do czytania i szczegółowego analizowania. Autorzy postawili na atmosferę, pozostawiając czytelnikowi sporą przestrzeń do samodzielnej interpretacji.

Czytaj więcej w Kulturze Liberalnej