Adolf Hitler budzi się w Berlinie w roku 2011. W tym samym mundurze, w którym ukrył się przed nacierającą Armią Czerwoną, w swoim bunkrze. Świat, w jakim się znalazł, jest naszym światem. Ale Hitler tego nie wie, historię Niemiec po 1945 roku dopiero musi poznać (i uda mu się to dzięki Internetowi). Musi też przetrwać, ale to udaje mu się bez trudu. Ba, robi wręcz błyskotliwą karierę. Zostaje gwiazdą telewizji i to mówiąc niemal dokładnie to samo co w latach 30. XX wieku. W Niemczech w wieku XXI można dostać dzięki temu własny talk show i zostać uznanym za wybitnego satyryka. Bo Hitler odnosi sukces jako komik...
Tak w skrócie przedstawia się fabuła jednego z największych niemieckich bestsellerów ostatnich lat (grubo ponad milion sprzedanych egzemplarzy, tłumaczenia na 30 języków i adaptacja filmowa w przygotowaniu). Książką „On wrócił" 46-letni Timur Vermes wspiął się na absolutne szczyty popularności. Udziela dziś wywiadów samemu „Bildowi", największemu tabloidowi Europy, który literaturą zazwyczaj się nie interesuje (a do tego gazeta i jej redaktorzy są negatywnymi bohaterami powieści). Sukces książki zresztą specjalnie nie zaskakuje. Każda książka czy film z Führerem ma zapewnione powodzenie. Dotyczy to zarówno historii alternatywnych, jak i poważnych biografii. Dramatów i komedii. W każdej księgarni „Hitlerów" jest cała półka. I wszystkie znajdują swoich czytelników.
Pluton Hitlerów
Weźmy choćby pozycje wydane u nas w ostatnich miesiącach: „Złowroga charyzma Adolfa Hitlera" Laurence'a Reese'a (który na podstawie swojego tekstu nakręcił głośny trzyczęściowy dokument dla BBC) i wznowienie „Polowania na Hitlera" Rogera Moorhouse'a, „Hitlera. Studium tyranii" Allena Bullocka czy monumentalną biografię Iana Kershowa. Ale nie brakuje też powieści z Hitlerem w roli głównej czy też drugoplanowej. W Polsce sukcesem był np. (żenujący jak większość książek tego autora) „Przypadek Adolfa H." Erica-Emmanuela Schmitta, historia alternatywna pod hasłem „co by było, gdyby przyszły dyktator został malarzem". W Niemczech nieźle się sprzedawało „Byłem Aniołem Stróżem Hitlera" Dietera Kühna o udanym zamachu na Führera w 1939 roku (który naprawdę miał miejsce w monachijskiej piwiarni, tylko się nie powiódł). Światowym sukcesem stał się z kolei „Vaterland" Roberta Harrisa, rzecz znana także z ekranizacji z Rutgerem Hauerem (o zwycięstwie III Rzeszy i o tym, co działo się później w Europie). Swoje trzy grosze dorzucili do tego „hitlerycznego panopticum" także Polacy za sprawą Marcina Wolskiego i jego „Wallenroda", opowieść o sojuszu, jaki w latach 30. XX wieku zawarł z Führerem Piłsudski. Swoją drogą warto dodać, że eseistyczną wersją tej historii jest bestseller ostatnich miesięcy „Pakt Ribbentrop-Beck" Piotra Zychowicza.
Ale, oczywiście, żadna książka nie przebije swoim zasięgiem filmu, a w kinie mieliśmy w ostatnich latach dwa głośne przykłady obrazów z wodzem III Rzeszy. Pierwszym był „Upadek" Olivera Hirschbiegela, o ostatnich dniach Hitlera, do którego zresztą książka Vermesa nawiązuje, i to zarówno w sensie fabularnym (bo powieść zaczyna się tam, gdzie film się kończy), jak i wprost, w tekście. Obraz wzbudził ogromne emocje nie tylko w Niemczech, a o skali jego sukcesu świadczy choćby to, że do dziś pozostaje jednym z najchętniej parodiowanych filmów w Internecie. Ale jeszcze większe wrażenie na publiczności zrobił film Quentina Tarantino „Bękarty wojny", który co prawda opowiada przede wszystkim o oddziale żydowskich mścicieli, działających na zapleczu frontu, ale kończy się sceną udanego zamachu na Hitlera. Gdyby chcieć umieścić powieść Timura Vermesa między bliskim prawdy historycznej „Upadkiem" a kompletnie odjechanymi „Bękartami wojny", to „On wrócił" będzie zdecydowanie bliższy Tarantino. Choć aż tak daleko jak reżyser „Pulp Fiction" niemiecki pisarz się nie posunął. Ale i tak to, co zrobił, zagwarantowało mu spektakularny sukces. Prawidłowość jest następująca: im bardziej brawurowa szarża nad Führerem, tym lepsza sprzedaż i większe publicity.
Główną zaletą powieści Vermesa jest to, że bywa momentami niesłychanie zabawna. Choć podejrzewam, że najbardziej śmieją się z niej jednak Niemcy. Choćby z powodów językowych, bo przemówienia Hitlera napisane są archaicznym niemieckim, nawiązującym do historycznych prawdziwych wystąpień, z którymi zagraniczny odbiorca nie miał nigdy do czynienia. Poza tym książka aż roi się do najrozmaitszych aluzji do współczesnego życia politycznego, społecznego czy kulturalnego Niemiec i nawet ktoś, kto nieźle orientuje się w tamtejszych realiach, nie wszystkie wychwytuje. Choć większość polskich czytelników zna je bardzo słabo, to i oni będą się momentami dobrze bawić.