Fragmenty książki Patricka Modiano

W "Katarzynce" ilustracje do tekstu Patricka Modiano wykonał Jean Jacques`a Sempe, współtwórca postaci Mikołajka z książek Rene Goscinnego.

Aktualizacja: 09.10.2014 19:59 Publikacja: 09.10.2014 19:29

Fragmenty książki Patricka Modiano

Foto: materiały prasowe

W Nowym Jorku pada dzisiaj śnieg, a ja patrzę przez okno mojego mieszkania przy 59 Ulicy na znajdujący się naprzeciwko budynek, gdzie mieści się szkoła baletowa, którą prowadzę. Za przeszkloną ścianą uczniowie w obcisłych trykotach przestali ćwiczyć pointes i entrechats. Moja córka, a zarazem asystentka, dla odprężenia pokazuje im krok taneczny do muzyki jazzowej.

Pójdę do nich za chwilę.

Wśród uczniów jest dziewczynka nosząca okulary. Przed rozpoczęciem lekcji położyła je na krześle, zupełnie jak ja to robiłam u Madame Dismajłowej, gdy byłam w jej wieku. Nie tańczy się w okularach. Pamiętam, że w czasach Madame Dismajłowej, w ciągu dnia ćwiczyłam chodzenie bez okularów. Kontury osób i przedmiotów traciły wtedy swą ostrość, wszystko stawało się rozmyte, nawet dźwięki były coraz bardziej wyciszone, wytłumione. Świat, gdy nań patrzyłam bez okularów, tracił swą kanciastość, stawał się tak miły i miękki jak wielka poduszka, do której przytulałam policzek i w końcu zasypiałam.

O czym tak marzysz, Katarzynko? – pytał mnie wtedy tata. – Powinnaś włożyć okulary. Posłusznie wykonywałam jego polecenie i wszystko odzyskiwało na powrót swą zwykłą ostrość i wyrazistość. W okularach widziałam świat takim, jaki jest w rzeczywistości. Nie mogłam już marzyć.

Tutaj, w Nowym Jorku, przez kilka lat tańczyłam w zespole baletowym. Następnie z matką prowadziłam szkołę baletową. Później matka przeszła na emeryturę i pracowałam sama. A teraz pracuję z moją córką. Mój ojciec też powinien wycofać się już z życia zawodowego, lecz wciąż nie może zdecydować się na ten krok. A tak naprawdę, to z czego właściwie miałby się wycofać? Nigdy nie dowiedziałam się, jaki właściwie tata ma zawód. Oboje z mamą mieszkają teraz w niewielkim mieszkanku w Greenwich Village. W sumie, cóż można o nas powiedzieć? Nowojorczycy niewyróżniający się niczym szczególnym. Jedyna rzecz nieco dziwna to to, że zanim przybyliśmy do Ameryki, moje dzieciństwo upłynęło w Paryżu, w X dzielnicy. Prawie trzydzieści lat temu.

(...)

Mieszkaliśmy nad czymś w rodzaju magazynu, w którym co wieczór o siódmej tata opuszczał żelazną roletę. Przypominało to pomieszczenie

prowincjonalnego dworca, służące do przechowywania lub wysyłania bagaży. Stały tam zawsze stosy skrzyń i paczek ułożonych jedne na drugich. I waga, której duża platforma na poziomie podłogi mogła unieść znaczne ciężary, gdyż miała skalę do trzystu kilogramów.

Nigdy niczego nie widziałam na tej wadze. Z wyjątkiem taty. W rzadkich chwilach gdy pan Casterade, jego wspólnik, był nieobecny, tata, trzymając ręce w kieszeniach, z pochyloną głową, w milczeniu stał nieruchomo na platformie wagi. W zamyśleniu wpatrywał się w skalę, której wskazówka pokazywała, jak pamiętam, sześćdziesiąt siedem kilo. Czasami mówił do mnie:

– Chodź tu, Katarzynko, dobrze? I stawałam koło niego na wadze. Staliśmy tam tak oboje, tata trzymał dłonie na moich ramionach. Nie ruszaliśmy się. Wyglądaliśmy, jakbyśmy pozowali przed obiektywem jakiegoś fotografa. Ja zdjęłam okulary, tata zdjął swoje. Wokół nas wszystko było łagodne i zamglone. Czas się zatrzymał. Było nam dobrze.

Pewnego dnia pan Casterade, wspólnik taty, przyłapał nas na tej wadze.

– Co wy robicie? – zapytał. Czar prysł. Tata i ja nałożyliśmy okulary.

– Jak pan widzi, ważymy się – odparł tata. Nie raczył nawet nam odpowiedzieć. Nerwowym krokiem odszedł w głąb magazynu i zniknął za przeszkloną przegrodą, gdzie stały naprzeciw siebie dwa orzechowe biurka z obrotowymi krzesłami: biurko taty i biurko pana Casterade. Pan Casterade zaczął pracować z tatą po wyjeździe mamy. Mama jest Amerykanką. Gdy miała dwadzieścia lat, tańczyła w zespole, z którym przyjechała do Paryża na tournée. Poznała mojego ojca. Pobrali się i mama nadal tańczyła w Paryżu w music-hallach: „Empire", „Tabarin", „Alhambra"... Zachowałam wszystkie programy. Ale mama tęskniła za swoim krajem. Po kilku latach postanowiła wrócić do Ameryki. Tata przyrzekł jej, że pojedziemy do niej i zamieszkamy tam razem, jak tylko uporządkuje swoje „interesy handlowe". Przynajmniej takie powody mi podawał. Lecz później zrozumiałam, że inne były przyczyny wyjazdu mamy. Co tydzień tata i ja otrzymywaliśmy – każde z nas oddzielnie – list z Ameryki w kopercie z obwódką w drobne czerwono-niebieskie paski.

Dzięki uprzejmości wydawnictwa ?Czuły Barbarzyńca

Literatura
Kto wygra drugą turę wyborów: „Kandydat” Jakuba Żulczyka
Literatura
„James” zrobił karierę na świecie. W rzeczywistości zakatowaliby go na śmierć
Literatura
Silesius, czyli poetycka uczta we Wrocławiu. Gwiazdy to Ewa Lipska i Jacek Podsiadło
Literatura
Jakub Żulczyk z premierą „Kandydata”, Szczepan Twardoch z „Nullem”, czyli nie tylko new adult
Literatura
Epitafium dla CK Monarchii: „Niegdysiejsze śniegi” Gregora von Rezzoriego