W 2000 roku nakręcił pierwszy film dokumentalny z udziałem Tadeusza Różewicza, przez większość życia niechętnego mediom i unikającego z nimi kontaktów. „Zgodził się, ale nie zapewniał, że będzie współpracować” – wspomina w książce Sapija.
Różewicz często odwoływał zdjęcia, albo je przerywał. Standardowa ekipa składająca się z operatora, dźwiękowca i reżysera szybko ograniczyła się tylko do tego ostatniego, uzbrojonego w małą cyfrową kamerę.
– W czasie naszych spotkań to on inicjował każdorazowo jakiś temat – ujawnia Andrzej Sapija. – Dopiero w końcowym etapie zadawałem pytania.
Różewicz lubił reżyserować okoliczności spotkań. Kiedyś dokumentalista przyszedł na umówione spotkanie i zastał pokój tonący w mroku. „Chciałem w ciemności wygłosić panu wiersz Asnyka” – wyjaśnił poeta.
Od pierwszego spotkania obu panów na sopockiej plaży, do ostatniego, w małym pokoiku Domu Pracy Twórczej ZAIKS-u w Konstancinie, minęło 11 lat. Swoboda spotkań stała się atutem materiałów, z których powstały cztery kolejne filmy („Tadeusz Różewicz”, 2000; „Różewicz w teatrze”, 2003; „Różewicz we fragmentach”, 2006; „poeta emeritus”, 2010), a teraz – książka - dokument. Sapija zachował dialogi w pierwotnym kształcie, co daje możliwość przyjrzenia się Różewiczowi nieoficjalnemu, rozmawiającymi z przyjaciółmi swobodnie, chwilami bez starań o nienaganność języka, spoistość myślenia. I że z każdym rozmawia inaczej.