Rz: W „Rozmowach polskich latem roku 1983” widoczna jest ogromna tęsknota za „karnawałem „Solidarności”. Tymi 16 miesiącami, w trakcie których poczuliśmy się wolni. Czym ten czas był dla pana?

To było oczywiście narodowe powstanie. Mówię o pierwszej „Solidarności”, pierwszej i jedynej, bo ta druga to była manipulacja, w której miały swój udział resztki komuny – właśnie dlatego skończyła się ona Okrągłym Stołem i wieloma niepotrzebnymi, a nawet wstrętnymi kompromisami. Ale pierwsza „Solidarność” była – jak to napisałem w „Rozmowach...” – darem bożym, choć dziś napisałbym pewnie, że był to dar Najświętszej Panienki i Jezusa Chrystusa. Mam bowiem wrażenie, że Polacy w ogóle mają znacznie lepsze stosunki z Najświętszą Panienką i Jezusem Chrystusem niż z Bogiem Ojcem. Ale wtedy ująłem to tak, że „Solidarność” Bóg ofiarował Polakom, aby ich pocieszyć po latach nieszczęść i rozpaczy. I że pamięć o tych 16 miesiącach jako o darze, który otrzymaliśmy, długo jeszcze podtrzymywać nas będzie na duchu.