Nieco wcześniej, 3 października 1958 r., do Warszawy wysłano ściśle tajną notatkę tyczącą „Kultury”: „Ostatnio Giedroyć zapowiada »publikowanie rewelacyjnych nowel« Hłaski na temat »życia pod reżimem komunistycznym (m.in. o organach Bezpieczeństwa Publicznego), wobec których publikacje Koestlera i Orwella są niczym«. Występy Hłaski za granicą noszą charakter wyraźnie polityczny i są skrzętnie wykorzystywane przez wrogie ośrodki emigracji polskiej i koła antykomunistyczne na Zachodzie do szkalowania rzeczywistości polskiej i idei komunizmu”.
17 stycznia 1959 r. Hłasko raz jeszcze zgłosił się do Polskiej Misji Wojskowej w Berlinie. Przyjął go pracownik Misji Józef Zimniak, który w notatce służbowej opatrzonej adnotacją „Ściśle tajne” napisał: „Był zdenerwowany, oświadczając, że postanowił powrócić do Kraju. Jąkał się, mówił chaotycznie, że wszystko mogłoby być inaczej, gdyby jesienią ub. roku pozwolono mu jechać do Stanów Zjednoczonych (...)”.
Funkcjonariusz zauważył, że Hłaskę niepokoiło to, czy może mieć jakieś przykrości. „Wyraziłem pogląd, że samo to, iż poprosił o azyl, a teraz nie zamierza dłużej z niego korzystać, nie stanowi podstawy do odpowiedzialności (...) Wreszcie zapytał mnie wprost, jaka odpowiedzialność mu grozi, czy w kodeksie przewidziana jest kara za pozostanie za granicą. Odpowiedziałem, że za samo pozostanie dłużej za granicą niż określa paszport, prawo polskie nie przewiduje odpowiedzialności”.
Uzgodniono, że Hłasko skontaktuje się z Misją telefonicznie. Nie zadzwonił jednak. 22 stycznia był w Tel Awiwie.
Dlaczego? Być może poniosły go nerwy. W dwa dni po rozmowie w Misji niemieckie gazety podały do wiadomości, że zbuntowany polski pisarz zamierza powrócić do kraju. A przecież w Misji obiecano mu dochowanie dyskrecji.
[srodtytul]Kochany Dyzio[/srodtytul]
W wywiadzie dla izraelskiej gazety „Haboker”, którego tłumaczenie zostało natychmiast przekazane do Warszawy, pisarz powiedział: „Moją Ojczyzną jest Polska i powrócę do niej po miesiącu pobytu w Izraelu, bez żadnej obawy przed trudnościami. Obawiam się tylko, że dostanę lanie od mojej narzeczonej, którą opuściłem, wyjeżdżając z Polski przed rokiem...”.
W notatce z lutego 1959 r., adresowanej do ministra spraw wewnętrznych Wichy, jego zastępcy Moczara i podsekretarza stanu w tym samym resorcie Alstera, oceniono: „W chwili obecnej Hłasko znajduje się w trudnej sytuacji materialnej. Jest zupełnie bez pieniędzy. Opowiada, że w trakcie swoich podróży stracił ponad 28 000 dolarów. (...) Hłasko, czyniąc starania o powrót do Polski, wyraża obawę odpowiedzialności za utrzymywanie na terenie NRF kontaktu z majorem wywiadu amerykańskiego o imieniu Johny. Podkreśla on przy tym, że nie przekazał temu oficerowi żadnych tajemnic. (...) Hłasko po otrzymaniu azylu (na jego prośbę) od władz NRF nabył również obywatelstwo zachodnioniemieckie. Nie ma on żadnych skrupułów z tego powodu”.
Notatka zawiera istotne przekłamania. Pisarz nigdy wcześniej nie był w posiadaniu kwoty choćby zbliżonej do 28 tys. dolarów. Jeżeli mówił o tym, to tylko by udramatyzować swoją sytuację. Poza tym nigdy nie przyjął obywatelstwa zachodnioniemieckiego. W jego paszporcie azylanckim, który pokazał w Berlinie Józefowi Zimniakowi, w rubryce „przynależność państwowa” wpisano „Polska”.
W Izraelu do obserwacji Hłaski rezydent wywiadu PRL wyznaczył agenta o kryptonimie „Henryk”. 4 lutego 1959 roku „Henryk” informował: „Spotkałem się z nim (Hłaską – B.M.) »całkowicie przypadkowo«, udając się promenadą nad morzem do domu, dnia 28 stycznia godz. 12.30. Przetrzymawszy wybuchy radości ze wszech stron /ze strony Mareczka, Jana Rojewskiego i jakiejś b. aktorki scen polskich – pani Zuli, o której Marek twierdzi, że powinna występować już tylko w »amatorskim zespole kostnicy miejskiej« (chodzi o Zulę Dywińską – B.M.)/ – przystąpiłem do rzeczy i opowiedziałem, po co tu jestem (tj., że przebywa na stypendium – B.M.). M.H. i reszta towarzystwa uznała za stosowne to spotkanie uczcić i w tym celu udaliśmy się do pokoiku w hotelu »Hess«, zakropiwszy uprzednio pierwszą butelką Whisky. (...) Rozmowy serdeczne w tym dniu (...) przeplatane pieśnią masową polską i radziecką śpiewaną przez znanego autora obrały sobie za temat wspomnienia warszawskie, wylewy niechęci do Izraela i desperackie apostrofy Mareczka, który dopytywał mnie się ciepło na stronie – »jak sądzisz Dyziu będą w Polsce jakieś klapsy?«”.
Następnego dnia w kawiarni Balsam „Henryk” spytał Hłaskę, z jakim paszportem przyjechał on do Izraela. Pisarz miał odpowiedzieć, że z niemieckim: „Ja tiepier germaniec Dyziu”. Taką wypowiedź (jeśli faktycznie miała miejsce), można tłumaczyć skłonnością Hłaski do ubarwiania własnej biografii.
„Znów refren »Jak sądzisz kochany Dyziu, będą przykrostki w Polsce?« – raportował dalej „Henryk” – Odpowiadam z okrucieństwem, że na pewno orkiestra będzie grała na dworcu trzy dni przed przyjazdem i go pochwalą za zasrane wypowiedzi i że tiepier on germaniec. Marek zmartwiony, nadrabiający miną mówi o swoim kabotyństwie, tłumacząc, że doprawdy nie miał innej racji, po tym jak paszport polski przestał być ważny.
– A nikt cię nie wrabiał specjalnie?
– Nie! Jedyny gość, o którym wiedziałem, że był z wywiadu amerykańskiego, to ten Johny, polski emigrant od lat, który mi podarował walizkę – będę się musiał chyba tłumaczyć, ale czy ja wiem, czy oni uwierzą po prostu w przyjaźń?
– Nie – powiedziałem – bo przyjaźń mogła być jednostronna.
– Nie rozumiem cię, Dyziu?
– Przyjaźń czułeś ty, a dla niego mógł być to interes.
– Bzdura”.
„Henryk” czuł się w obowiązku powiadomić rezydenturę, jaki jest jego faktyczny stosunek do Hłaski. Napisał: „nie potrafiłbym zapałać doń nienawiścią, gdyż osobę tę nieco kompromitującą darzyłem sympatią, tak jak się darzy sympatią kalekę, ustępując mu miejsca w tramwaju”.
Cytował też wypowiedź Hłaski o Polsce: „Ostatecznie to jest moja Ojczyzna i ostatecznie ma się tam kogoś w tym kraju, kogo się kocha (nb. Agnieszka Osiecka, Warszawa ul. Dąbrowskiego 52)”.
W uzupełnieniu raportu „Henryk” zacytował „parę zdań luźnych”, m.in. tyczących ludzi, którzy ewentualnie mogliby dopomóc Hłasce w powrocie: „Gomułka może się w pierwszym odruchu nie zgodzi, potem go zaczną może namawiać tacy, co mnie nie kopali, jak Słonimski, Broniewski, Morawski, Kazio Wyka i może po jakimś czasie…”.
9 października „Henryk” wrócił do sprawy kontaktów Hłaski z wywiadem amerykańskim: „Johny poza melancholijną oceną działalności wywiadów (nie potrzebujemy sobie taktyki wyjaśniać) powiedział panu M.H., gdzie znajduje się niejaki Światło – M.H. chwalił się, bo jest jednym z niewielu ludzi, którzy o tym wiedzą. Był na tyle sprytnym, że grona tych osób nie powiększył »nawet« o mnie. Dalej. Ponieważ M.H. ciągle podawał jako pierwszy czynnik swej nostalgii i chęci powrotu do kraju istnienie ukochanej dziewczyny (narzeczonej), John proponował mu okazanie daleko idącej przysługi – wywiezienie jej dla niego z Polski. Tutaj zresztą pragnę zauważyć, że pani A. Osiecka może się nawet z p. M.H. spotkać, wyjeżdża bowiem do Italii. Być może już powiadomiła go o czekającym go szczęściu”.
W uzupełnieniu charakterystyki Hłaski „Henryk” stwierdza: „chorobliwie podejrzliwy i nieufny”. Agent wywiadu MSW ocenia, że człowiek, którego rozpracowuje od miesięcy, zaczyna się czuć osaczony. Zastanawiając się nad powodem tego stanu, agent dochodzi do smutnego wniosku, że musi to być choroba. Jakby powiedział Hłasko: taka sytuacja wydaje się świeża.
[srodtytul]On już nas urządzi[/srodtytul]
W tekście, który 30 stycznia 1959 r. zamieściła gazeta „Maariv”, Hłasko pisał: „Oto ujrzałem swój portret – pijak, wariat, szaleniec, który szerzy szum, szał i pogardę. Nie byłem ani szczęśliwy, ani nieszczęśliwy – po prostu wszystko, co nie pochodziło z Polski, nie było z Nią związane – w ogóle mnie nie ciekawiło. Lepiej bym jeszcze raz zaufał Bogu za to, że nam dał szanse do niezwyciężonej duszy”.
Niecały miesiąc później rezydent wywiadu PRL w Izraelu napisał do Warszawy raport w sprawie Hłaski. W odpowiedzi otrzymał dokument przedstawiający pogląd centrali na sprawę:
„1. Jego (Hłaski – B.M.) prośba o azyl, a następnie oczernianie Polski wynikło z powodu jego bezideowości, ograniczenia umysłowego, a także z nadmiaru pieniędzy, których w tym okresie posiadał znaczną ilość. Stał się »primadonną jednego tygodnia« (nawiązanie do tytułu szkalującego Hłaskę artykułu z „Trybuny Ludu” – B.M.).
2. (...) H. zaczął powoli trzeźwieć i zdawać sobie sprawę, że tylko w Polsce może mieć warunki materialne zapewniające mu możliwość prowadzenia dotychczasowego hulaszczo-pijańskiego trybu życia. Czyni próby powrotu, ale ponieważ nie zostaje przyjęty z »należnymi« honorami – oburza się.
3. Warunki finansowe zmuszają go do wyjazdu do Izraela, gdzie ma kilku znajomych. Tu ponownie czyni próby powrotu, udając skruszonego. Zdaje on sobie doskonale sprawę, że w wypadku nieudzielenia mu zgody na powrót jego możliwości na terenie Izraela wyczerpią się bardzo szybko (...). W jego warunkach przy braku wykształcenia i nieznajomości języków obcych jego możliwości są ograniczone – a przy tym zapoznał się z życiem emigracji polskiej i wyciągnął z tego wnioski. (...).
4. H. nie ma żadnych wyrzutów z powodu poproszenia o azyl niemiecki. Martwi się tylko, że w Polsce poniesie konsekwencje za kontakt z majorem wywiadu amerykańskiego o imieniu Johny. Kontakt ten najprawdopodobniej nie był taki »czysty«, jeśli H. systematycznie podkreśla, że będzie musiał »siedzieć« ze 2 lata. Poza tym pewne fakty wskazują za tym, że kontakt ten w pewnym sensie jest dotychczas podtrzymywany (...).
5. W chwili obecnej H. jest otoczony przez różnego rodzaju kombinatorów i naganiaczy, którzy chcą zarobić coś na nim (...). Ale to długo nie potrwa i już obecnie jego protektorzy martwią się, co z nim zrobić.
6. Reasumując, można ogólnie stwierdzić, że H. systematycznie »wykańcza się« i jest to zero moralne, polityczne i umysłowe”.
Lektura dokumentu nasuwa myśl, że tajne służby PRL uważały niepokornego pisarza za zagrożenie. Nie bardzo wiedziano, jak się wobec Hłaski zachować. W końcu zapadła decyzja, że najlepiej będzie, jeśli pozostanie on za granicą. Na emigracji skazany jest bowiem na klęskę.
Czy na poparcie tej teorii istnieje dowód? Być może z licznych materiałów zgromadzonych w dwóch teczkach Hłaski (w sumie około 100 stron) najważniejszy jest krótki komentarz rezydenta wywiadu PRL w Izraelu do kolejnego raportu „Henryka”: „O informacji załączonej poinformowałem „Gospodarza” (posła pełnomocnego lub charge d’affaires poselstwa PRL w Izraelu). „Gospodarz” uważa, że urabia się opinię o H., jaki to biedny itp., po to, abyśmy ulegli szybciej i wpuścili go do Polski, a on już nas urządzi”. Podpisano „Stefan”. Data: 15 maja 1959 r.
[srodtytul]Dezaktualizacja się pogłębia[/srodtytul]
Pomimo wytycznych otrzymanych z Warszawy szef poselstwa PRL w Izraelu Antoni Bida zdecydował się przyjąć Hłaskę osobiście. Jak raportował „Lech”, oficer rezydentury w Tel Awiwie: „popijając kawę tow. Bida powiedział Hłasce, że widział się w Warszawie z jego przyjacielem itp. Wszyscy go oczekują. Dalej mówił on, że Hłasko ma »iskrę bazę« (sic!), ale może pisać tylko w Polsce. Wrócili do Polski Wańkowicz, tak i Hłasko winien wrócić względnie zostać za granicą, ale nie opluwać Polski. Na zapytanie Hłaski »czy p. Minister da mi wizę« tow. Bida powiedział, że dam, jeśli mnie przekonasz (dosłownie), że chcesz naprawdę wrócić”.
Z takiego obrotu spraw nie był zadowolony wiceminister spraw zagranicznych Marian Naszkowski. W depeszy do Bidy napisał:
„1. Wasza rozmowa z Hłasko była zupełnie niepotrzebna i w dodatku przeprowadzona fałszywie. Dała ona Hłasce powód do puszczenia fałszywej informacji o udzieleniu mu wizy. Działaliście niezgodnie z naszą instrukcją z dnia 28 stycznia. W instrukcji tej pisaliśmy, że nie zależy nam raczej na powrocie Hłaski i że nie należy przejawiać żadnego zainteresowania dla jego osoby. (…) Od tego czasu minęło kilka miesięcy i sprawa powrotu Hłaski doznała dalszej dezaktualizacji. Jego zachowanie w miarę cyniczne w miarę głupkowate pogłębiło dezaktualizację. Jak w tych warunkach tłumaczyć Wasze niepotrzebne włączenie się do rozmowy, przeprowadzenie jej w duchu »ojcowskiej życzliwości« i stwarzanie wobec niego złudzeń?
2. Hłaski ponownie nie przyjmujcie. Jeśli się będzie zgłaszał, niech rozmawia z nim niski urzędnik i niech go zbywa formułką, że brak odpowiedzi z Warszawy. Jeśli H. będzie się powoływał na dane mu przez Was nadzieje, urzędnik winien wyjaśnić, że H. mylnie zrozumiał Waszą wypowiedź.
3. Na powrocie Hłaski dalej nam nie zależy. Niepotrzebne są nam również obecnie żadne jego wypowiedzi kajające się. Osoba H. przestała być w kraju problemem. W opinii Zachodu H. również sam się wykończył”.
[srodtytul]Szuka efektownego zakończenia[/srodtytul]
Ostatni raport znajdujący się w teczce został sporządzony 26 czerwca 1967 roku. Opatrzono go sygnaturą „Tajne specjalnego znaczenia”. „Marek Hłasko – mieszka w Hollywood. Powodzi mu się bardzo źle. Pisze mało. W tłumaczeniach na angielski jego twórczość traci cały koloryt naszego języka. Bardzo tęskni za krajem, ale wydaje mi się, że pogodził się już z losem. Obecnie jest na kursie pilotów DDT rozsiewających chemikalia, pije tylko do pierwszej w nocy, bo o piątej musi być już na lotnisku. Obawiam się, że szuka efektownego zakończenia swojej ziemskiej wędrówki”.
Dla partyjnych decydentów były to znakomite wieści, choć w istocie tylko częściowo pokrywały się z prawdą. Dla przykładu: Hłasko nie uczęszczał na żaden „kurs pilotów DDT”. Ukończył prywatną szkołę pilotażu w Santa Monica i otrzymał świadectwo upoważniające do samodzielnego latania.
W 1966 r. pisarz wyznał w „Pięknych dwudziestoletnich”: „Wysiadając z samolotu na lotnisku Orly, myślałem, że najpóźniej za rok będę z powrotem w Warszawie. Dzisiaj wiem, że nie wrócę do Polski już nigdy; pisząc to jednak wiem także, że chciałbym się omylić. Przez wiele lat nie mówiłem po polsku; żona moja jest Niemką; wszyscy moi przyjaciele są Amerykanami lub Szwajcarami i z przerażeniem zauważyłem, że począłem myśleć w innym języku i tłumaczyć to sobie na polski. Wiem, że to oznacza mój koniec; moi grabarze z Warszawy nie pomylili się. W tym zawodzie człowiek myli się najrzadziej”.