Drużyna spod Ciemnej Gwiazdy

To nazwisko trudno przeoczyć na księgarskiej ladzie. Jako powieściopisarz zadebiutował właśnie „Szalbierzem” Tomasz Łysiak, syn Waldemara.

Publikacja: 12.01.2008 04:37

Autor nie jest postacią nieznaną, wręcz odwrotnie, ale popularność zdobył nie na niwie literatury, lecz na falach radiowych, głównie jako autor postaci DeDetektywa Inwektywa bawiącego słuchaczy Radia Wawa. Jak się spisał jako prozaik? Trudno o jednoznaczną ocenę, niemniej “Szalbierz”, niezależnie od wszystkich swoich zalet, olśniewającą powieścią nie jest. Co stwierdzam z żalem, gdyż wydaje się, że była szansa na powstanie świetnej książki, pod warunkiem wszak, że autorowi aż tak nie zależałoby na tym, by spodobała się ona wszystkim. Co, jak wiadomo, nie udało się jeszcze nigdy nikomu.

“Szalbierz” powinien być najnormalniejszą powieścią historyczną. Oczywiście, awanturniczą, łotrzykowską, ale to, co jest w niej z ducha i litery fantasy i s. f. wydaje się zbyteczne. Tym bardziej że autor nie był chyba do końca przekonany, czy rzecz pisać w tonacji całkiem poważnej, czy też wyraźnie prześmiewczej.

Za dużo mamy w “Szalbierzu” zapożyczeń, począwszy od kluczowego dla powieści procesu formowania się Siedmiu, którzy uchronić mają kraj od piekielnej nawały... No, nie jest to Drużyna Pierścienia i, zdaje się, że nie miała być taką, ale Tomaszowi Łysiakowi zabrakło konsekwencji, by utrzymać się w konwencji pastiszu.

Jego Drużynę tworzą – można rzec – najgorsi z najgorszych. Tytułowy bohater – szpieg tatarski, następnie chłopiec z nieprawego łoża – niemowa, błędny rycerz Dragiełło uważający się w prostej linii za wnuka świętego Jerzego, tyleż nawiedzona co natchniona epileptyczka Hanna, córka kupca Pieniążka spod Krakowa, mnich Dobrosław, który, wiodąc pustelniczy żywot, spasł się niewiarygodnie – na chwałę bożą, zalkoholizowany, śmierdzący karzeł Karlito i dwaj jednoręcy siłacze, bracia Niob i Hiob, których matkę posądzoną o oddawanie czci pogańskim bałwanom powiesić kazał specjalny wysłannik mistrza Krzyżackiego Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie Kuno von Kirchenstein. Jakąż to misję będzie w stanie spełnić taka ekipa spod ciemnej gwiazdy?

Nie zdradzę intrygi, powiem tylko, że o ile jest ciekawie zawiązana, o tyle jej rozwiązanie mocno rozczarowuje. Moim zdaniem dlatego, że książka jest okazała, liczy grubo ponad 600 stron i gdy w końcu przebrniemy przez niekończące się opisy pojedynków, bitek i bitew, gdy naszej Drużynie uda się uniknąć kolejnych zasadzek i spodziewamy się Bóg wie czego, w finale następuje po prostu przekłucie nadmuchanego wcześniej nadmiernie balonu. Ostatnie zdanie powieści kryje w sobie jednak znak zapytania: “Burza miała się dopiero rozpętać na dobre”. To prawda, akcja “Szalbierza” dzieje się w 1237 roku, najazd tatarski na ziemie polskie nastąpi za cztery lata. Czy Tomasz Łysiak zda nam relację z tego, co się stało wówczas w Sandomierzu, czy opowie o klęsce pod Chmielnikiem, a następnie pod Legnicą.

Jeśli “Szalbierz” mieć będzie swój ciąg dalszy, a po nim, być może, jeszcze jeden, autor podąży śladami w nieskończoność przywoływanego tutaj Henryka Sienkiewicza. Powieść ta dobitnie wykazuje bowiem, jak wielki wpływ na nas wszystkich wywarła Trylogia i “Krzyżacy”. Skądinąd nie wyobrażam sobie, by bez znajomości tych utworów czytać “Szalbierza”. Naturalnie, można, tylko co się z niego pojmie?

W przepastnych bagażach Jeruzalema (tak właśnie przedstawia się Szalbierz) znajduje się podobny zestaw specyfików, jaki miał zawsze przy sobie Sanderus z “Krzyżaków”. Będzie więc olej z głów salomonów górskich, “co przysparza mądrości”, kawałek sandała świętego Sebastiana przebity strzałą – z certyfikatem biskupa gnieźnieńskiego Świętopełka, a jakże, że o flakonikach ze łzami świętej Urszuli i krwią męczennika, świętego Wojciecha tylko wspomnę. Z Sienkiewicza rodem jest pojedynek Szalbierza z Czarnym Rycerzem, mamy też trzy głowy tatarskie, nieścięte jednak Zerwikapturem jak w “Ogniem i mieczem”, pewnie dlatego, że Szalbierz używa szabli, nie miecza. Po ten ostatni, nazwany dla odmiany Zedrzykapturem, chętnie za to sięga Dragiełło, chlubiący się również posiadaniem kuszy Adelajdy, po którą jeździł na uniwersytet do Bolonii, gdzie znalazł uczonego konstruującego bojowe machiny. Wymienionego już tu Kirchensteina nieoczekiwanie zaatakuje Dragiełło właśnie, niczym Zbyszko z Bogdańca Kunona Lichtensteina. Zabić nie zabije, ale zawsze z krzyżackiej prawicy kikut uczyni.

W tym miejscu ważna uwaga: jak na okrucieństwo przedstawianych czasów “Szalbierz” jest powieścią bardzo umiarkowaną i do horroru mu daleko, choć rozpoczyna się od spalenia gospody z trupami żony karczmarza i jego brata w środku. Cóż to jednak w porównaniu z metodami podbijania Prus przez Krzyżaków. Jedną z ich pierwszych ofiar, w 1230 roku, był Pipin z zameczku Piegża, który, przyjąwszy chrzest, powrócił do pogaństwa. Rycerze z krzyżem na płaszczach rozcięli mu brzuch, przybili kiszki do drzewa i ganiali wokół, aż wszystkie wnętrzności owinęły się na pniu.

W “Szalbierzu”, przypomnę, mamy rok 1237, kiedy to niemieccy Kawalerowie Mieczowi znad Dźwiny, po klęsce zadanej im przez Litwinów pod Szawłami, połączyli się z Krzyżakami. Jak się historia potoczyła dalej, mniej więcej wiemy. Najazd tatarski udaremnił zjednoczenie ziem polskich pod berłem książąt wrocławskich, a z Krzyżakami będziemy mieć kłopoty jeszcze przez dobre dwa stulecia. Swoją drogą, chętnie poczytałbym w “Szalbierzu” między opisami kolejnych awantur o perypetiach dochodzącego właśnie swoich dni Henryka Brodatego i jego małżonki, jeszcze w tym samym stuleciu uznanej za świętą – Jadwigi. To dopiero była para!

Rycerz Dragiełło, który w zakończeniu powieści okazuje się wcale nie taki błędny, na jakiego wyglądał na początku dzieła, nie spotka na swojej drodze smoków, które rad by zwalczać wzorem świętego Jerzego. Cóż, możemy się z nim zgodzić, że “smoki istnieją, tylko lud małej wiary im zaprzecza, bo się ma za mądrzejszego od Pana Boga”, ale nie musimy. Tym trudniej uwierzyć, że taka Drużyna Popaprańców, jaką stworzył ze swych postaci Tomasz Łysiak, zdoła ocalić cokolwiek. Nie mówiąc o państwie polskim.

Tak się złożyło, że w tym samym czasie, w którym jako powieściopisarz zadebiutował Tomasz Łysiak, Waldemar Łysiak opublikował kolejną książkę ze swojej serii napoleońskiej, zgodnie z zawartością zatytułowaną “Talleyrand”, a opatrzoną znaczącym podtytułem “droga “Mefistofelesa”. Porównywanie obu dzieł nie ma sensu, “Talleyrand” zasługuje zresztą na oddzielne omówienie. W każdym razie na powtarzane przez pierwszych recenzentów “Szalbierza” pytanie: jak daleko w tym przypadku spadło jabłko od jabłoni, odpowiem: próżno mierzyć tę odległość, skoro owoc upadł w innym sadzie niż ten, w którym stoi drzewo.

Tomasz Łysiak “Szalbierz. Powieść awanturnicza z XIII wieku”. Picaresque Maciej Pawlicki, Warszawa 2007

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski