Kiedy spytano go, kim jest pisarz, odparł: – To człowiek, który każdego ranka wstaje, wypija filiżankę kawy i wyobraża sobie, że jest kimś innym.Te słowa mogą być kluczem do zrozumienia noweli „Rymy życia i śmierci”, kunsztownego dzieła o snuciu opowieści.
Z pozoru to tylko historia wieczoru autorskiego, jaki odbywa się w Tel Awiwie. Pewien pisarz, na co dzień pracujący jako księgowy, już wkrótce spotka się z czytelnikami, wysłucha peanu literaturoznawcy, a potem odpowie na pytania, których zdążył się już nauczyć na pamięć. Z pewnością nie zabraknie tych fundamentalnych, w rodzaju: Czy jest pan pisarzem zaangażowanym, a jeśli tak, to po czyjej stronie?
Potem przyjdzie czas na pytania o warsztat pracy i życie osobiste: Co pana była żona sądzi o postaciach kobiecych w pańskich książkach? A dlaczego właściwie rozszedł się pan z pierwszą i drugą żoną? By uciec przed tymi udrękami, a trochę z nudów, pisarz zacznie przypatrywać się bacznie ludziom otaczającym go przed i w trakcie wieczoru autorskiego. A potem przystąpi do snucia o nich opowieści.
Nada imiona kelnerce z baru i początkującemu poecie, który zgłosi się po autograf. Kaowcowi z centrum społecznego i aktorce czytającej prozę. Kelnerce o pięknych i kształtnych nogach wymyśli przeszłość naznaczoną dramatycznym rozstaniem z ukochanym. Poecie każe się wdać w niewinny romans z o wiele starszą od niego kobietą. Kaowcowi dopisze historię choroby, a aktorce wpakuje się do łóżka.
Wszystkie te opowieści nakreśli wprawną ręką. Umiejętnie przeplecie. Fachowo rozegra dramaturgicznie i doprawi anegdotami z własnej przeszłości. Nie ucieknie jednak przed podstawowym pytaniem, które zwykle bezlitośni wielbiciele zadają na samym początku spotkania: Po co właściwie pisze? Dla sławy? Pieniędzy?