Francuski Michelin to oficyna wielce zasłużona, swoje bedekery po hotelach, restauracjach i krajach publikuje od 1900 roku. Co ciekawe, przez pierwsze 20 lat rozprowadzano je za darmo; opłaty pojawiły się, gdy wydawca napotkał w jednej ze stacji obsługi górę pokrytych kurzem egzemplarzy – nikt nie chciał prezentów. Od tego momentu, a zwłaszcza od zainaugurowania w 1926 r. systemu gwiazdek oznaczających miejsca godne uwagi (*), warte odwiedzenia (**) i nie do pominięcia (***), bracia Michelin i ich spadkobiercy nie musieli martwić się o sprzedaż przewodników.

Co znajdziemy w „Portugalii”, czym przewodnik różni się od innych obecnych na naszym rynku tomów, które mają ułatwić turystom podróż? Jest nieco inaczej skonstruowany: wszystkie informacje praktyczne dotyczące organizacji podróży znajdziemy zgrupowane na początku książki. Po nich – długi tekst na temat kraju, jego historii, sztuki, kultury, obyczajów, wreszcie szczegółowy opis rejonów i miejscowości, moim zdaniem bogatszy i dokładniejszy niż w konkurencyjnych publikacjach.

Zastrzeżenia budzi dość bezkrytyczny sposób podawania informacji: Lizbona i Sintra to rzeczywiście świetne „pomysły na weekend”, pod warunkiem jednak, że nie przyjdzie nam do głowy lecieć w listopadzie, bo podróż z Polski w jedną stronę trwać może nawet kilkanaście (!) godzin. Wybieram się w listopadzie do Lagos na wybrzeżu Algarve i już teraz łamię sobie głowę, jak to zorganizować, żeby podróż nie okazała się droższa od pobytu. Na tymże wybrzeżu w Sagres organizowane są wspaniałe letnie koncerty (w tym fado), czego nie dowiemy się z przewodnika (podobnie jak i nie poznamy licznych letnich festiwali artystycznych w tej części kraju).

Nikt nam nie zabroni napisania własnego bedekera. A tymczasem wybierając się do Portugalii, zabierzmy „Zielony przewodnik” Michelina.