Rewolucji akt pierwszy

Co miało zrobić pismo, które nazywało się „Po prostu”, gdy zszedł z tego świata Chorąży Pokoju? Nikt nie miał dobrego pomysłu, więc komunikat na pierwszej stronie brzmiał: po prostu umarł Stalin.

Publikacja: 05.12.2008 08:16

Redaktorzy ‚‚Po prostu” podczas pierwszo-majowego pochodu w 1956 roku

Redaktorzy ‚‚Po prostu” podczas pierwszo-majowego pochodu w 1956 roku

Foto: PAP

Dziką awanturę zrobiła zespołowi redakcyjnego nudnego, drętwego pisma siostra pułkownika Światły. Naczelny wyleciał. Redakcję objął Eligiusz Lasota. Na wznoszącej się fali odwilży pismo zaczęło się niemal w oczach zmieniać. O tym, jak jego dziennikarze postrzegali rzeczywistość lat 1955 – 1957, pisze w swojej książce „Między marzeniami a rzeczywistością” Dominika Rafalska.

„Po prostu” to jedno z najsłynniejszych polskich czasopism XX wieku. Kto w nim nie pisał! Marek Hłasko, Agnieszka Osiecka, Jan Olszewski, Jerzy Urban, Wiesław Górnicki, Zygmunt Bauman, Roman Zimand, Aleksander Małachowski.

Wszystko, co stało się w Polsce w latach stalinowskich, nie poderwało wiary zespołu „Po prostu” w socjalizm. Autorzy artykułów walczyli ze stalinizmem, dyskutowali o tym, jaki ma być socjalizm bez „błędów i wypaczeń”. Dziś można się uśmiechać, czytając w „Po prostu” postulaty uczynienia z klasy robotniczej gospodarza fabryk i zakładów pracy. Jak pisze Rafalska, redaktorzy nie mieli jednak pomysłu na to, jak ma takie ludowładztwo mające oznaczać wcielenie w życie idei socjalizmu wyglądać.

„Po prostu” poświęcało dużo miejsca ludziom młodym. „Nasze czasy nie są czasami wesela na wsi i małego mieszkanka na Mariensztacie. Nasze czasy są czasami niespokojnych serc (...) jeśli nasze serca ustaną choćby na jedną chwilę w niepokoju – od tej chwili przestaniemy być komunistami”. Tak pisał sam Marek Hłasko. Martwili się autorzy bezideowością młodego pokolenia. Aleksander Małachowski pisał o „triumfie postawy mieszczańskiej”. Jerzy Urban zarzucał swemu pokoleniu oportunizm, bezideowość, zakłamanie, konformizm. Pisał zarazem, że system hamował twórczą myśl, o tłumieniu zapału młodych ludzi wtłoczonych w ciasne ramy zetempowskiej organizacji. Wiesław Górnicki: „Zamiast bić się o nowe, zachowujemy dostojny konserwatyzm, zamiast przysparzać kłopotów hałasem i rozmachem, przysparzamy troski grzecznym milczeniem”. Pismo walczyło z postawami drobnomieszczańskimi, za które obciążano też Kościół: „Ciąży jeszcze nad miastem drobnomieszczańska, katolicka osobowość”.

Autorka przypomina słynny, przełomowy artykuł „Na spotkanie ludziom z AK” z 1956 roku autorstwa Jerzego Ambroziewicza, Walerego Namiotkiewicza, wkrótce sekretarza Gomułki, i Jana Olszewskiego, późniejszego premiera III RP. Było to, przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie dziś można mieć do tego tekstu – jak pisze Rafalska – wyjście na spotkanie ludziom zepchniętym na margines życia z powodu ich heroicznej przeszłości. Przerwano zmowę milczenia wobec akowców. Niepotrzebnie autorzy robili sobie (czytaj: władzom) wyrzuty: „Nie potrafiliśmy przyciągnąć tych ludzi do naszej sprawy”, bo pewno większość AK wcale nie zamierzała budować socjalizmu. Jednak, jak uważa Rafalska, redakcja generalnie nie dokonała na swych łamach rzetelnego obrachunku z historią.

Głośny był też reportaż Janusza Chudzyńskiego „Za żółtymi firankami” opisujący dobrze zaopatrzone sklepy dla dygnitarzy. „Po prostu” zajmowało się dziennikarstwem interwencyjnym, zasłynęło reportażami, które poruszyły sumienia ludzi i niekiedy doprowadzały do zmian. „Była to misja dziennikarza-socjalisty, wierzącego w ideały ustroju”.

Dużą rolę pismo i jego redaktorzy odegrali w październiku 1956 roku. Jak pisze Rafalska, byli i czuli się przede wszystkim działaczami. Eligiusz Lasota i Ryszard Turski pisali o dokonującej się w Polsce rewolucji, oczywiście posiadającej charakter klasowy, rewolucji socjalistycznej. Padały słowa rzeczywiście rewolucyjne: „Należy łączyć walkę o charakterze społecznym z walką o charakterze narodowym, niepodległościowym”.

„Po prostu” opowiedziało się też za rewolucją węgierską, krytykując zbrojną interwencję sowiecką.

Po wielkiej euforii Października szybko przyszło rozczarowanie. Zmiany nie były ani tak szybkie, ani tak głębokie, jakich chcieli redaktorzy. W jednym z pierwszych numerów „Po prostu” w 1957 r. pisali: „Mówi się, że w październikowych dniach dokonano w Polsce rewolucji. Jest to prawda tylko częściowa. W październiku dokonał się jedynie rewolucji akt pierwszy”. Zniecierpliwiony Ryszard Turski stwierdzał: „Rzeczywistość zbyt powoli zbliża się do ideału”. Drugiego aktu nie było. Publicyści wytykali nadal nadużycia i niekompetencje władz lokalnych, oczywiście. Jak pisze Rafalska, po październiku 1956 r. zarzutów cenzorskich do pisma przybywało. Wiele tekstów zostało zdjętych, inne krojone były przez cenzurę. Nie dozwolono np. wydrukować w lutym 1957 roku tekstu Ambroziewicza i Olszewskiego „Rachunek krzywd” – o więźniach politycznych okresu stalinowskiego.

W końcu, jak pisze Rafalska, redakcja przypominająca nieprzyjemne fakty, głosząca niewygodne hasła, głównie zaś patrząca władzy na ręce, krytykująca i niezadowolona ze skali przemian październikowych zaczęła przeszkadzać. To właśnie założenie „Polityki” uznano za antidotum na „Po prostu”. Na krótko, bo niemal w rocznicę Października, „Po prostu” zlikwidowano.

[i]Dominika Rafalska „Między marzeniami a rzeczywistością. Tygodnik »Po prostu« wobec głównych problemów społecznych i politycznych Polski w latach 1955 – 1957”. Wydawnictwo Neriton, Warszawa 2008[/i]

Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski