Zdążyć przed Panem Bogiem

Kiedy z Rafaelem Scharfem nawiązałem kontakt (czy on nawiązał ten kontakt ze mną), nie pamiętam. Nieliczne zachowane od niego listy datowane są od 1977 roku – pamiętam, że częściej niż listownie porozumiewaliśmy się telefonicznie; dwa albo trzy razy spotkaliśmy się gdzieś na terenie Niemiec. Myślę, że przy okazji jakichś kongresów.

Aktualizacja: 05.12.2008 07:53 Publikacja: 05.12.2008 07:51

Rafael Scharf, przez przyjaciół zwany Felkiem, mieszkał w Londynie. Był prawnikiem, który ukończył przed wojną studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był polskim Żydem – nie wiem, jak uniknął zagłady (nie śmiałem go o to pytać), i jak znalazł się w Anglii. Przyznam się, że również nie wiem (a może nie pamiętam), czy w Londynie miał kancelarię adwokacką, czy swe dochody czerpał z innych źródeł. W każdym razie był człowiekiem zamożnym, bardzo ruchliwym, utrzymywał szerokie kontakty z polskim emigracyjnym światem kultury i różnymi jego ośrodkami, z prasą polonijną, należał do naczelnych władz Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka mającego swą centralną siedzibę w Niemczech, miewał gościnne odczyty na uniwersytetach (jak wiem: na pewno na niemieckich). Myślę, że poznałem go osobiście na jednym z „korczakowskich” zjazdów.

Oto jego list:

[i]Rafael Scharf

Londyn, 28 maja 1985

52 Temple Fortune Hill

London N. W. 2

Szanowny Panie Włodzimierzu,

Stukam parę słów w pośpiechu, bo jestem w domu niejako przelotem – pomiędzy wypadami za granicę (a kiedy ja się będę bawił?!), między innymi do Niemiec, gdzie moim punktem zaczepienia jest miejscowość Giessen k. Frankfurtu (siedziba Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, a także uniwersytetu „Justusa Liebig”, gdzie od czasu do czasu miewam wykłady). Dziękuję za list i książkę przeznaczoną dla Ficowskiego, którą przy tej sposobności, rzecz jasna, przeczytałem jednym haustem – i muszę Panu powiedzieć, że od dawna nie byłem lekturą tak przejęty. Zakładam, że „List” jest w dużej mierze autobiograficzny – w obszernej literaturze tego tematu wydaje mi się, że to wyjątkowo prawdziwy i przekonywający dokument. Postaram się, by ta książka kiedyś dotarła do Ficowskiego (proszę sobie zanotować jego nowy adres: Pl. Inwalidów 4/6/8 m. 41, 01-553 Warszawa). Bawił on u mnie ubiegłego roku przez cały miesiąc (z okazji konferencji w Oxfordzie) i w drodze powrotnej obładowany był książkami – wszystko mu zabrali! Nie przypuszczam, aby tak rychło znów tu się zjawił, ale ja mam w planie być w Warszawie w październiku (w związku, a raczej pod pretekstem posiedzenia Stowarzyszenia Korczaka, którego jestem viceprezesem… malowanym) i zaryzykuję przewiezienie tej i jeszcze innych książek (ryzyko małe, nigdy mnie przy wjeździe nie rewidują). Chciałbym bardzo, by on to przeczytał.

Dziękuję również za przesyłkę z „Archipelagu”, którą za Pańską sprawą dostałem – istotnie wiele ciekawych rzeczy (skąd wziąć czas, by to wszystko czytać?). Książka Grynberga, choć mnie korci, by o niejedno się z nim mocno wykłócić – jest w emigracyjnych warunkach pozycją pierwszorzędnej wagi. Książka jest zadedykowana pamięci Józefa Haubenstocka, który był moim rówieśnikiem na UJ w Krakowie i z wdową po nim zamieszkałą we Frankfurcie jestem w bliskiej komitywie. Zachęca mnie Pan, bym dla „Archipelagu” coś napisał, nie jestem pewny, kiedy się taka sposobność nadarzy – „ars” coraz bardziej „longa”, „vita” coraz bardziej „brevis”…

I ja z kolei mam do Pana prośbę: mam zamiar zasugerować Fundacji Jurzykowskiego, aby następną nagrodę za poezję przyznać Stanisławowi Wygodzkiemu. On na to zasługuje jako znakomity poeta (choć zamilkł – dla kogo pisać „pod jodłami w Tel Awiwie”?), ale to, co on w życiu przeszedł (w okresie, gdy wielu ludzi wiele przeszło), pasuje go na Hioba naszych czasów. On żyje w duchowym odosobnieniu (i w ubóstwie), taka nagroda byłaby dla niego u schyłku życia promykiem radości. Nie wiem, czy oni w Ameryce o nim słyszeli – to, co pisywał w Polsce jest im na pewno nieznane. Ja w Anglii opublikowałem parę tomików jego wierszy (które im poślę). O ile sobie przypominam, parę lat temu miał Pan o nim cały program. Byłbym wdzięczny, gdyby Pan jego kandydaturę poparł; jeśliby Pan zechciał do Fundacji napisać parę pochlebnych słów o nim, jestem pewny, że to miałoby swoją wagę. Ja skieruję swoje pismo do p. Felicji Krance, która jest członkiem jury i która była spiritus movens przy przyznawaniu nagrody Ficowskiemu. Nie wyobrażam sobie, że jest w obecnej chwili ktoś bardziej godzien poparcia. Jeśliby Pan mógł dodatkowo kogoś w tej sprawie zmobilizować, to może wspólnymi siłami uda się nam coś bardzo dobrego zrobić (byleby „zdążyć przed Panem Bogiem”)…

Łączę wyrazy poważania, serdecznie dziękuję i pozdrawiam.

Rafael (Felek) Scharf[/i]

Felka – jak nazywali go przyjaciele – znałem przede wszystkim jako człowieka udzielającego pomocy ludziom kultury i pisarzom w kraju i na emigracji. Załatwiał, załatwiał, można było na niego liczyć! Pozostał w mojej pamięci jako człowiek rwący się do udzielania innym pomocy. W jednym z jego późniejszych listów znajduję takich oto kilka zdań: „…Tyle jest do zrobienia! Gdy człek się przypatrzy, ile dobrego można zdziałać za parędziesiąt czy paręset głupich funtów, to sięga się chętniej do portfela”.

Czy nasza współpraca urwała się z chwilą zamknięcia Radia Wolna Europa? Czy przestałem go spotykać przy okazji jakichś międzynarodowych zjazdów, kongresów – nie pamiętam, nie wiem. To prawda, ja sam usuwałem się w drugiej połowie lat 90., a w końcu zupełnie się usunąłem z działalności społecznej, żeby na nowo się zbliżyć do twórczości literackiej. Ale są myślę osoby w kraju, które znały Felka Scharfa lepiej niż ja, i mogą do tego, co ja tutaj napisałem, pewnie niejedno bardzo ciekawe dorzucić.

Rafael Scharf, przez przyjaciół zwany Felkiem, mieszkał w Londynie. Był prawnikiem, który ukończył przed wojną studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Był polskim Żydem – nie wiem, jak uniknął zagłady (nie śmiałem go o to pytać), i jak znalazł się w Anglii. Przyznam się, że również nie wiem (a może nie pamiętam), czy w Londynie miał kancelarię adwokacką, czy swe dochody czerpał z innych źródeł. W każdym razie był człowiekiem zamożnym, bardzo ruchliwym, utrzymywał szerokie kontakty z polskim emigracyjnym światem kultury i różnymi jego ośrodkami, z prasą polonijną, należał do naczelnych władz Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka mającego swą centralną siedzibę w Niemczech, miewał gościnne odczyty na uniwersytetach (jak wiem: na pewno na niemieckich). Myślę, że poznałem go osobiście na jednym z „korczakowskich” zjazdów.

Pozostało 85% artykułu
Literatura
Nie żyje Paul Auster
Literatura
Mróz, Bonda, Chmielarz, Puzyńska, Stachula, Masterton – autorzy kryminałów na Targach VIVELO
Literatura
Dzień Książki. Autobiografia Nawalnego, nowe powieści Twardocha i Krajewskiego
Literatura
Co czytają Polacy, poza kryminałami, że gwałtownie wzrosło czytelnictwo
Literatura
Rekomendacje filmowe: Intymne spotkania z twórcami kina
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił