Bohaterem literackim jego ostatniej, nigdy nie ukończonej powieści został słynny producent filmowy Irving Thalberg - cudowne dziecko Hollywood. W powieści nazywał się Stahr, a autor przypisał mu własne zdolności. „Ostatniego z wielkich” Fitzgerald pisał wsparty o poduszki, bo pierwszy zawał przykuł go do łóżka. Podsumowywał swoje doświadczenia z czasu, gdy jako scenarzysta pracował m.in. dla wytwórni Metro Goldwyn Mayer. Ścigał się z czasem. W ostatnim liście do córki radził: „Twoi rodzice stanowią dla Ciebie dwa przepiękne, złe przykłady. Wystarczy, żebyś nie robiła tego, co myśmy robili, a będziesz całkowicie bezpieczna”.
A przecież wydawało się, że razem z piękną żoną Zeldą i uroczą córeczką Scottie przejdą przez życie lekkim krokiem — w blasku fleszy, pośród hołdów wielbicieli, przy odgłosie strzelających korków szampana.
[srodtytul]Biedny chłopak, bogata dziewczyna[/srodtytul]
Fitzgerald był jednym z najsłynniejszych przedstawicieli pokolenia, które Gertruda Stein nazwała straconym. Urodził się w St. Paul w stanie Minnesota, w rodzinie o irlandzkich korzeniach. Powiedział kiedyś, że swego ojca kochał, ale nie mógł go szanować, natomiast matkę szanował, lecz nie mógł jej kochać. Uczęszczał do ekskluzywnych szkół, studiował na uniwersytecie w Princeton, ale do nauki niezbyt się przykładał.
Po wybuchu I wojny światowej wstąpił do wojska. Jako podporucznik był adiutantem gen. J.A. Ryana, komendanta obozu szkoleniowego. W tym czasie poznał Zeldę Sayre, dziewczynę, o której mówił, że jest najpiękniejsza w całej Alabamie i Georgii. Była córką bogatego sędziego a Scott nie miał dość pieniędzy, by liczyć, że ślub w ogóle wchodzi w grę. Doświadczenia z tego czasu wykorzystał w swej najsłynniejszej książce „Wielki Gatsby”. Już po demobilizacji szukał pracy jako reporter. Ponoć siedem redakcji odprawiło go z kwitkiem. Do oficyn wydawniczych wysyłał pierwsze nowele a odmowami wytapetował ścianę. Zelda straciła wiarę, że Scott zarobi kiedykolwiek poważne pieniądze i zerwała zaręczyny. Zapożyczył się wtedy u kolegów i przez trzy tygodnie topił smutek w kieliszku. Kiedy wytrzeźwiał, przystąpił do pracy nad powieścią „Po tej stronie raju”. Odniósł sukces. Jeszcze w 1919 r. dochody pisarza wynosiły 879 dolarów, rok później — niespełna 20 tys. Nic już nie stało na przeszkodzie, by młodzi wzięli ślub.