Opowiadają nie tylko Polacy, także Białorusini i Ukraińcy. Mówią o hitlerowskich i komunistycznych represjach. O walce o zachowanie języka oraz wiary. Trwającej również i dziś.

Maria Szegda chce zapomnieć swego łagrowego numeru z Workuty, ale on śni się jej po nocach. Ksiądz Ludwik Rutyna ocalał podczas napadu ukraińskich nacjonalistów w Baworowie, podczas którego uprowadzono proboszcza (ciała nigdy nie znaleziono). Zmuszony do wyjazdu do Polski wrócił po niemal pół wieku w rodzinne strony, w okolice Buczacza, by odzyskiwać kościoły i kontynuować przerwaną duszpasterską misję. W Krzemieńcu po wojnie Irena Sandecka uczyła potajemnie polskiego, korzystając z elementarza własnoręcznie wykonanego w dwóch zeszytach szkolnych.

Jedna z dróg prowadzi autora do Chatynia. Sowieckie władze w tej właśnie wiosce wybudowały pomnik ofiar niemieckich pacyfikacji na Białorusi. Chatyń — Katyń, dla ucha, szczególnie zachodnioeuropejskiego, niewielka różnica. O prawdę o innej białoruskiej wsi — Drażno, której mieszkańców wymordowali sowieccy partyzanci, walczy Wiktar Chursik. Dwa wydania jego książki miały tylko 350 egzemplarzy nakładu. A jednak wywołały gwałtowny sprzeciw: obronę i usprawiedliwianie sprawców zbrodni. Za obecność podczas postawienia krzyża we wsi Drażno Chursik został skazany na areszt („udział w nielegalnym zgromadzeniu”). Ubolewa, że książki w języku białoruskim stanowią najwyżej

10 proc tytułów ukazujących się na Białorusi. Ale nie opuszcza rąk. Podobnie jak Jazep Januszkiewicz zajmujący się utworami klasyków języka białoruskiego, który przypomina słowa jednego z nich Franciszka Bahuszewicza: „Nie porzucajcie naszej białoruskiej mowy, abyście nie umarli”.

[i]Wojciech Pestka „Do zobaczenia w piekle. Kresowa apokalipsa: Ukraina, Polska, Białoruś. Łotwa”. Prószyński i S-ka. Warszawa 2009[/i]