Fragment książki Magdaleny Milert „Dla kogo jest miasto? Jak stworzyć przestrzeń, która o nas dba”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego
Wrogie rozwiązania czasem przybierają znacznie większą skalę – stają się polityką planowego usuwania niechcianych mieszkańców z przestrzeni publicznej. Mechanizmy te są szczególnie widoczne przed wielkimi wydarzeniami, gdy miasta chcą pokazać się jako uporządkowane, estetyczne i reprezentacyjne.
Tak było na przykład podczas igrzysk olimpijskich w Paryżu. Miasto jest jednym z największych skupisk imigrantów w Europie, a około dwudziestu procent jego mieszkańców to osoby urodzone za granicą. Wśród nich znajdują się liczne grupy z Afryki Północnej, szczególnie z Algierii i Maroka, a także migranci z innych regionów, takich jak Chiny i Portugalia. Napływ ludzi, zwłaszcza od 2015 roku, wywarł znaczną presję na usługi publiczne i dostępność mieszkań. Doprowadziło to do wzrostu bezdomności, szczególnie właśnie wśród migrantów.
W 2024 roku Paryż miał być gospodarzem igrzysk olimpijskich. Dla organizatorów liczył się przede wszystkim wizerunek miasta. Problem ubóstwa i bezdomności zamieciono pod dywan – tak by turyści i widzowie przed ekranami nie musieli go dostrzegać. Najprostszym rozwiązaniem okazało się przeniesienie osób bezdomnych poza miasto. Władze obiecały im zakwaterowanie w innych regionach Francji, jednak często kończyło się to tym, że ludzie ci trafiali do tymczasowych schronisk, skąd po kilku tygodniach ponownie byli eksmitowani i lądowali na ulicy w zupełnie obcym miejscu.
W ciągu roku poprzedzającego igrzyska rząd francuski eksmitował tysiące ludzi i dosłownie wywoził ich autobusami poza miasto. Akcja odbywała się pod ścisłą ochroną policji. Naturalnie wywołało to krytykę i oskarżenia o nadmierne użycie siły. Aktywiści i organizacje humanitarne nazwali usuwanie przez władze biednych mieszkańców w celu poprawy wizerunku miasta czystką społeczną. Migranci i osoby w kryzysie bezdomności trzy dni protestowali przed lokalnym urzędem, domagając się zmiany.