Przyszłość to dziś – tylko cokolwiek dalej

Kiedy skończyła się zimna wojna, nie nastąpił „koniec historii”, lecz koniec twórczości Lema

Publikacja: 03.04.2009 16:20

Stanisław Lem

Stanisław Lem

Foto: Rzeczpospolita

Red

Stanisław Lem – za pomocą nauki – dokonywał na ludziach najdzikszych eksperymentów.

Astronauci powracający na Ziemię po długiej wyprawie, postarzali tylko o dziesięć lat, podczas gdy na Ziemi, zgodnie z einsteinowskim paradoksem bliźniaków minęło już lat 160 („Powrót z gwiazd”), zastają sytuację całkowicie odmienioną. Na Ziemi nie ma przemocy. Osiągnięto to, wszczepiając coś, nie bez zbrojnego oporu społecznego na początku akcji, do mózgów wszystkich noworodków.

W „Kongresie futurologicznym” do służby dobru wprzęga Lem chemię. Mieszkańcom Ziemi bytującym w nędznych norach i żywiących się syntetyczną breją zdaje się, że mieszkają w jasnych, przestronnych mieszkaniach i jedzą bażanty zapijane chablis. Wszystko to dzięki rozpylanym nieustannie w powietrzu halucynogenom powodującym u ludności pożądane przez kierownictwo doznania.

Oczywiście, Lem nie był pisarzem science fiction. Fantastyczne kosmiczne rekwizyty służyły mu tylko do zabawy i do maskowania współczesnego świata, który w rzeczywistości opisywał: walki ciemnej i pompatycznej komunistycznej połowy świata z drugą połową – ślepą i kabotyńską.

Kiedy skończyła się zimna wojna, nie nastąpił według chytrze naiwnej koncepcji Fukuyamy „koniec historii”, ale nastąpił koniec twórczości Lema. Zniknęła cenzura i można było pisać wprost, ale Lemowi najwyraźniej się odechciało. To znaczy zaczął właściwie pisać tylko wprost: artykuły i większe szkice w czasopismach, felietony, komentarze do aktualnych wydarzeń. Na pytania, kiedy poznamy dalsze przygody Ijona Tichego, odpowiadał poirytowany, że już dość napisał i jest za stary na wymyślanie historyjek, martwił się, że nikt go nie czyta i lekko zrzędzącym tonem dowodził, że całe zło, co się wokół nas dzieje, już dawno przewidział (i wskazywał precyzyjnie, w którym swoim dziele). Najgorsze, że miał w tym rację.

Był jednym z największych mistrzów i – paradoksalnie – odnowicieli polszczyzny. „Cyberiadę” napisał XVII-wiecznym, barokowym językiem pamiętnikarza z okresu wojen polsko-szwedzkich Jana Chryzostoma Paska, nasycając go sparodiowanym cybernetycznym, informatycznym i fantastycznym słownictwem.

Paska – zauważmy – czytał, w tym samym czasie, również Witold Gombrowicz. Jego „Trans-Atlantyk”, powieść z okresu argentyńskiego, został napisany językiem szlacheckiej gawędy, który w osobliwy sposób łączy gadulstwo z precyzją.

„Pamiętnik znaleziony w wannie” Lema jest kreacją językową rozwijającą barokowy, gawędziarski styl, a w treści i konstrukcji pomnikiem absurdu. To historia przypominająca przygodę kafkowskiego Józefa K. U Lema nie poznajemy nawet inicjału bohatera, jako że jest to pisany w pierwszej osobie dziennik. Autor, ów nieszczęsny agent, który ma być wysłany gdzieś z supertajną misją, ale jego papiery zgubiono i nikt nie zna charakteru misji, błąka się tygodniami po nieskończonych korytarzach Gmachu (domyślamy się tutaj Pentagonu albo centrali CIA), nie mogąc przebić „szklanego muru” między nim a pracownikami Gmachu, którzy chcą niby mu pomóc, ale w rzeczywistości zajęci są czymś zupełnie innym. Powoli bohater odkrywa absurdalną, niewiarygodną prawdę: funkcjonariusze Gmachu, co do jednego, od najniższego stopniem ciury po Głównodowodzącego, są tajnymi agentami przeciwnej strony, zaś w Antygmachu (czyli centrali wroga) są wyłącznie nasi, gmachowi agenci. Wywiady tak długo wiodły ze sobą skomplikowane gry, podkupywały agentów itd., aż się przegryzły i, niepostrzeżenie, zamieniły miejscami. „Pamiętnik... ” nabiera z czasem nowych znaczeń i nowej aktualności. Najbardziej zażarci zwolennicy poszukiwania tajnych agentów komunistycznej policji politycznej wśród byłych demokratycznych działaczy „odkrywają”, że demokratyczną rewolucję w Polsce i innych krajach przeprowadzili w rzeczywistości, udający tylko opozycjonistów, agenci tej policji.

Koroną tego nurtu twórczości Lema są „Dzienniki gwiazdowe. Ze wspomnień Ijona Tichego”. Stworzył w nich Lem postać starego kawalera, mizantropa i mizogyna, gderliwego weredyka i megalomana, a jednocześnie przedsiębiorczego, dzielnego i uczynnego zdobywcy kosmosu – Ijona Tichego. To on na odległych planetach odkrywa ziemskie problemy dla niepoznaki przebrane w kosmiczne kostiumy.

Krótkie groteski, jakimi były pierwsze podróże Tichego, z czasem rozrastały się do dużych objętościowo opowiadań lub wręcz osobnych powieści („Kongres futurologiczny”, „Wizja lokalna”, „Pokój na ziemi”). Bo też Lem podejmował w nich coraz bardziej fundamentalną tematykę.

W „Wizji lokalnej” Lem pokazuje szyderczo, jak mogą wyglądać społeczności, w których nie tylko rządzący, ale i rządzeni nie muszą być dobrzy. Na błotnistej planecie Encji egzystują dwa państwa: Kurdlandia i Luzania.

W Kurdlandii ludność jest skoszarowana w ogromnych zwierzętach kurdlach. Nie jest zresztą do końca pewne, czy wszystkie kurdle jeszcze żyją, czy też nieszczęśni ich mieszkańcy muszą poruszać je od środka siłą swoich mięśni. Na opuszczenie kurdla trzeba mieć zezwolenie, o które niełatwo. Wszystko to, ma się rozumieć, w trosce o komfort ludności – żeby nikt nie potrzebował tłoczyć się u wejść i wyjść. U podstaw państwa leżała doktryna rustykalizacji i kulturalizacji wymyślona przez aktualnego przewodniczącego. Przez aktualnego, poprzedni bowiem zawsze okazuje się zdrajcą, kiedy już swą funkcję pełnić przestaje (nie trzeba dodawać, że nigdy dobrowolnie).

Luzania jest przeciwieństwem kurdlandzkiego rustykalizmu – bogatym, otwartym, nowoczesnym państwem, wyznaje też inną filozofię społeczną.

Do pewnego czasu miała Luzania historię podobną do kurdlandzkiej. Narastające sprzeczności rozwojowe próbowano początkowo ukrywać i zakłamywać, zupełnie jak w Kurdlandii. Gdy jednak Kurdlandia ostatecznie zamknęła się przed światem zewnętrznym, a obywateli zamknęła w kurdlach, Luzania wybrała ostatecznie weryzm, czyli społeczną prawdę i wolność słowa – po odkryciu, że zanieczyszczenie środowiska informacyjnego fałszem wywołuje coraz trudniejsze do przezwyciężenia kryzysy. Liberalizacji gospodarki towarzyszyła, zupełnie jak u nas na Ziemi, liberalizacja życia społecznego: swobody obywatelskie, prawa jednostki, swobodna ekspresja własnej osobowości itd., itp.

Jednak – powiada pewien luzański mędrzec – różnica między społeczną organizacją Kurdlandii i Luzanii jest pozorna i nieistotna. Kurdlandia, jako typowy kraj totalitarny, jest jednym wielkim więzieniem dla wszystkich. W Luzanii stworzono system indywidualnych więzień dla każdego. Społeczeństwo doskonale zamknięte i społeczeństwo otwarte prowadzą do tego samego – społecznej miazgi.

W „Wizji lokalnej” – swojej ostatniej powieści, szczególnie w partiach poświęconych Kurdlandii wyraził Lem dosadnie – niby nowy Machiavelli – swoje rozczarowanie rodzajem ludzkim, który rozumie wyłącznie mowę bata.

W powieści znajdujemy wstrząsającą skatologię. Ludzie mieszkają tam w żołądkach ogromnych zwierząt. Pełno więc tam bekania i złego powietrza, wymiotów, biegunki i innych problemów gastrycznych – w tych wszystkich substancjach babrze Lem ludzi bez żadnej litości. Z lubością np. opisuje jak rozjuszony kurdel, chcąc dopaść myśliwego, który schował się w studni, oddaje do niej urynę, by wyniosła schowanego na powierzchnię.

Ludzie przebywający w brzuchu potwora to motyw znany z kultury (Lewiatan, wilk), ale i Jonasz, i Czerwony Kapturek wyszli z brzucha bez szwanku i nawet nie cuchnąc. Lem po raz pierwszy pokazał fizjologię. Czy ta szydercza alegoria ludzkiego bytowania – nurzanie ludzi w odchodach – jest wyrazem współczucia dla ludzkości, czy raczej pogardy – niech sobie rozstrzyga każdy czytelnik indywidualnie.

Trudno powiedzieć, co jest największym fenomenem tej twórczości: czy niezwykły rozrzut tematyczny możliwy dzięki erudycji autora, poruszającego się swobodnie i ze znawstwem po wszystkich dziedzinach współczesnej nauki: od kosmologii po językoznawstwo? Czy większym fenomenem jest może fakt, że jego książki, niełatwe przecież i niedostarczające beztroskiej rozrywki, sprzedawały się w wydaniu paper back w lotniskowych poczekalniach na całym świecie. I te same książki, stawały się przedmiotem analiz na naukowych seminariach.

W „Fantastyce i futorologii” prezentuje się Lem jako dogłębny znawca, teoretyk i krytyk literatury fantasy i SF. Sam jednak – powtarzam – nie był pisarzem SF. Przywdział tylko taki kostium. I kostium przylepił się na trwałe.

Stanisław Lem – za pomocą nauki – dokonywał na ludziach najdzikszych eksperymentów.

Astronauci powracający na Ziemię po długiej wyprawie, postarzali tylko o dziesięć lat, podczas gdy na Ziemi, zgodnie z einsteinowskim paradoksem bliźniaków minęło już lat 160 („Powrót z gwiazd”), zastają sytuację całkowicie odmienioną. Na Ziemi nie ma przemocy. Osiągnięto to, wszczepiając coś, nie bez zbrojnego oporu społecznego na początku akcji, do mózgów wszystkich noworodków.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
Stanisław Tym był autorem „Rzeczpospolitej”
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Literatura
Reiner Stach: Franz Kafka w kleszczach dwóch wojen
Literatura
XXXII Targi Książki Historycznej na Zamku Królewskim w Warszawie
Literatura
Nowy „Wiedźmin”. Herold chaosu już nadchodzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Literatura
Patrycja Volny: jak bił, pił i molestował Jacek Kaczmarski