„Chmura słów zawieszona w powietrzu nie zmienia wprawdzie historii danego miasta, ale nadaje jej nowy sens.” W ten sposób twórcy z grupy CasaGrande opisują swoją inicjatywę „Deszcz wierszy nad Warszawą”. Tekst ten znalazł się na wielu spośród 100 tysięcy tekturowych zakładek zrzuconych w sobotę na Starówkę. Akcja rozpoczęła się o 20.30 i trwała ponad pół godziny. Miała stworzyć kulturowy i historyczny pomost między Chile a Polską, oraz zwrócić uwagę na działania artystyczne jako formę pacyfizmu. Na ulotkach były wiersze 40 polskich i chilijskich autorów średniego pokolenia, których nazwiska niewiele mówiły przechodniom.
Chilijczykom udało się osiągnąć efekt zaskoczenia – niewiele osób wiedziało o happeningu, jednak kiedy z helikoptera zaczęły spadać ulotki, początkowe zdziwienie ustąpiło miejsca zaciekawieniu. Tłum biegał po Starym Mieście i Podwalu, nie do końca wiedząc, za czym. Nawet ci, którzy jako pierwsi zdobyli czerwone i czarne zakładki, nie wiedzieli, co trzymają w rękach.
[srodtytul] Atak na przestrzeń miejską[/srodtytul]
Tak jak planowali organizatorzy, po deszczu wierszy nie zostanie żaden ślad – ulotki szybko zostały pozbierane. Michał Zabłocki, poeta, autor tekstów piosenek min. Grzegorza Turnaua i prekursor nietypowych form promocji poezji, ma mieszane uczucia wobec takich jednorazowych poczynań.
- Wydaje mi się, że to inicjatywa dobra i niedobra zarazem — mówi „Rzeczpospolitej”. — Oczywiście, nic z niej nie pozostanie, bo samolot przelatuje, wiersze nikną pod nogami przechodniów i tyle wszystkiego. Głównie młyn na wodę mediów.