Przedstawiam autorkę: druga obok Margaret Atwood wielka dama kanadyjskiej literatury. Drobna blondynka (obecnie siwa) o zniewalającym uśmiechu, lat 78. Mistrzyni krótkich form, nazywana Czechowem z Ontario, od 40 lat obsypywana krajowymi i amerykańskimi nagrodami (naliczyłam 16!).
W tym roku doceniono ją na międzynarodowym forum: Man Booker International za dorobek życia. To znaczy – za tuzin zbiorów opowiadań i jedną powieść. Jutro na świecie ukaże się jej najnowszy, 13. tom złożony z dziesięciu nowel, zatytułowany „Too much happiness” („Za dużo szczęścia”).
[srodtytul]Pępek świata w dziurze[/srodtytul]
Jak mogłam, przeciągałam doczytanie „Uciekinierki” do końca – żal mi było się z nią rozstawać. Takie emocje zarezerwowane są dla wyjątkowych przypadków. Chodzi o więź z bohaterami. Munro potrafi opętać czytelnika, a bardziej – czytelniczki. Bo w jej opowieściach pierwszoplanowe role odgrywają kobiety. Antyheroiny. Panny, młode i stare; matki, babki, wdowy. Prowincjuszki. Wszystkie wydają się wcieleniami przeciętniactwa.
W każdej historii pojawia się ten sam motyw: pojedynek z losem. I wcale nie chodzi o przeznaczenie – wtedy wszystko byłoby jasne, odgórnie załatwione, bez odpowiedzialności. U Munro dziewczyny po raz pierwszy w życiu muszą podjąć decyzję w ułamku sekundy. A potem nic nie jest tak jak poprzednio. Co ciekawe: w kluczowych momentach nie czują emocji. Sprzeniewierzeniu się rutynie towarzyszą opanowanie i pewność, że postępują właściwie.