Literacka Nagroda Nobla dla Herty Müller zaskoczyła w Niemczech wszystkich. Nie liczyła na nagrodę i sama pisarka.
– Obchodzimy 20. rocznicę upadku muru berlińskiego i tu nagle ja, z moją historią o deportacji Niemców – powiedziała wczoraj cytowana przez „taz Online” Herta Müller, nawiązując do swej nowej powieści „Atemschaukel”. Jest to historia grupy rumuńskich Niemców wywiezionych pod koniec wojny przez Rosjan do gułagu.
Od 1987 roku mieszka w Niemczech, gdzie wydała kilkanaście powieści. Laureatka wielu nagród nie była jednak czołową postacią niemieckiej literatury współczesnej. Żadna z jej powieści nie stała się bestsellerem. – Czas już na to, aby laureatem został w końcu autor znaczący – pisał jeszcze w przeddzień decyzji Akademii Szwedzkiej „Süddeutsche Zeitung”. Herty Müller do takich autorów w Niemczech nie zaliczano. Słynny krytyk Marcel Reich-Ranicki odmówił wczoraj wszelkich komentarzy na temat Herty Müller. – Nie chcę na jej temat rozmawiać – powiedział dziennikarzowi „Die Welt”.
W kilka chwil po ogłoszeniu w Sztokholmie decyzji media podkreślały fakt, że w dziesięć lat po Noblu dla Güntera Grassa uhonorowana została niemiecka pisarka. – Jest kronikarzem życia codziennego w warunkach dyktatury – pisał wczoraj „Spiegel Online”, twierdząc że największym osiągnięciem pisarki jest ostatnia powieść „Atemschaukel”. Nie wszyscy krytycy byli tego zdania. „Czy to kicz czy światowa literatura?”
– pytała niedawno Iris Radisch znany krytyk „Die Zeit”, w recenzji z najnowszej powieści Herty Müller. Zarzuciła pisarce, że posługuje się zbyt poetyckim XIX-wiecznym językiem, niepasującym do tragicznych przeżyć niemieckich robotników przymusowych gułagu. Uważa, że minął już czas zapierającej dech w piersiach literatury na ten temat i żadne „anielskie śpiewy” czy „dźwięczne tony harfy” w postaci prozy Herty Müller nie wywołają takich emocji, jak chociażby opowiadania Warłama Szarłamowa.