Brewiarz – słowo pochodzące z łaciny – oznacza księgę liturgiczną Kościoła rzymskokatolickiego, która zawiera teksty modlitw godzin kanonicznych; jest przeznaczona dla duchowieństwa, ale zalecana także świeckim. Główną częścią brewiarza są psalmy, do których później dołączono hymny, czytania biblijne, patrystyczne i hagiograficzne. Modlitwa brewiarzowa dzieli się na jutrznię, godzinę czytań, modlitwę w ciągu dnia, nieszpory i kompletę. Źródła tej modlitwy wywodzą się z życia monastycznego, a podział jest związany z porami dnia, wypełnionymi modlitwą – rozmową z Bogiem.
[srodtytul]Od dziękczynienia do rachunku sumienia[/srodtytul]
U Herberta wiersz pierwszy – „Panie, dzięki...” – odpowiada „tercji” (trzecia godzina dnia), czyli jutrzni, modlitwie dziękczynnej za powrót światła słońca. Wiersz drugi – to „seksta” (szósta godzina dnia), czyli modlitwa w ciągu dnia: „Panie, obdarz...”. Trzeci to „nona” (dziewiąta godzina dnia), czyli nieszpory, modlitwa przed zachodem słońca: „Panie, pomóż...”. Czwarty wiersz jest modlitwą na zakończenie dnia, zwaną kompleta. U Herberta stała się rachunkiem sumienia i oddaniem w opiekę Boga: „Panie, wiem...”.
W liturgii godzin pojawiają się rozmaite modlitewne formy literackie. Teksty „Brewiarza” Herberta przypominają z form modlitewnych najbardziej psalm, choć pozwalają też myśleć o litanii. Wiersze „Brewiarza” ukazują przede wszystkim odmienną sytuację indywiduum, jego samotność w relacji do pierwotnego przeżywania litanii we wspólnocie wiernych. Stąd dalsze konsekwencje: kameralne ściszenie zamiast witalności i – zamiast teatralnego dramatyzmu – dramat śmiertelnika stojącego w obliczu wieczności. Nie ma zaraźliwej witalności teatru, ale nadawca nie jest bierny ani apatyczny w obliczu śmierci.
Z wyjątkiem incipitu „Panie, pomóż nam”, który mówi nie tylko za rozmodlonego wiernego, lecz prawdopodobnie w ogóle w imieniu twórców, nie ma śladu potrzeby wspólnego działania z kimkolwiek. Tylko obecność anonimowych istot mitycznych – to podobne do nimf pielęgniarki – tworzy tło towarzyskie. Adresat jest jeden, jest jedna forma adresatywna (wołacz „Panie”) i długa lista próśb. Człowiekowi odmawiającemu modlitwy nie towarzyszy nikt. Jest samotny. Nie chodzi ulicami miasta. Możliwe, że przebywa w domu lub w szpitalu. Może klęczy albo siedzi, a może nawet leży, bo jest słaby. Z pewnością nie uczestniczy w procesjach ani nawet w nabożeństwach publicznych. Oddaje się kontemplacji. Jest skoncentrowany na metaforze, która umożliwia skupienie się na kładce między doczesnością a strefą pozaziemską. Niezwykła to doczesność.