Bo zwykle na początku tej trasy jest matka wszystkich łacińskich kościołów – prastara katedra łacińska z wizerunkiem Matki Bożej Łaskawej, przed którym król Jan Kazimierz składał swe historyczne śluby, a obok sławna kaplica Boimów; dalej katedra ormiańska z przejmującymi freskami Jana Rosena i olśniewającą mozaiką Józefa Mehoffera; opodal przepiękna cerkiew wołoska, arcydzieło renesansowe, nad którym obok góruje sławna wieża Korniakta.
Sam rynek z ratuszem, pod którym drzemią lwy, z grającymi fontannami na czterech rogach to zaklęty czworokąt, a każda fasada kamienicy, każda tam brama może się stać początkiem powieści o niezwykłych dziejach i wyjątkowych ludziach. Wystarczy wejść do kamienicy królewskiej, gdzie niegdyś mieszkał ukochany przez Lwów król Jan III Sobieski, i wdumać się na renesansowym dziedzińcu w cień kolumn, by usłyszeć sławne „Venimus, vidimus, Deus vincit”. Wystarczy pójść kilkadziesiąt kroków dalej od katedry łacińskiej, by stanąć pod najwspanialszym pomnikiem Adama Mickiewicza według projektu Adama Popiela i by w jego cieniu usłyszeć: „Wypłynąłem na suchego przestwór oceanu”… I stamtąd spojrzeć w perspektywę dawnych Wałów Hetmańskich i ujrzeć przepiękny fronton najpiękniejszego w tej części Europy gmachu teatralnego według projektu Zygmunta Gorgolewskiego, wzniesionego w latach 1897 – 1900. To tam burza oklasków nagradzała ongiś Helenę Modrzejewską, tam działał wielki wizjoner teatru Leon Schiller, tam rozjaśniał świat swym humorem Aleksander Fredro, poruszał wyobraźnię Juliusz Słowacki.
Na szukających wrażeń estetycznych czeka we Lwowie co najmniej kilkadziesiąt muzeów godnych zwiedzenia, a w samej Lwowskiej Galerii Sztuki mieszczącej się w dawnym, wspaniałym gmachu Potockich można ujrzeć dzieła Jana Matejki, Artura Grottgera, Jacka Malczewskiego i wielu, wielu innych... Jest wreszcie wielka dzielnica za Styksem – Cmentarz Łyczakowski. A tam i kwatery powstańców styczniowych, i Cmentarz Orląt, groby Marii Konopnickiej, Gabrieli Zapolskiej, Seweryna Goszczyńskiego, Wiktora Bełzy, Artura Grottgera... Ci zaś, którzy chcą uradować oczy pysznym widokiem Florencji Północy – jak nazywano Lwów – pną się mozolnie na Wysoki Zamek i na kopiec Unii Lubelskiej górujący nad miastem wśród obłoków.
I nawet przez dwa, trzy dni przybywający do Lwowa mogą poznać i przeżyć więcej, niż mogliby przypuszczać... Miasto otwiera swe dzielnice, ulice, zaułki jak karty zapomnianej, wspaniałej księgi. Na kartach tych są też nazwiska wielu – począwszy od epoki renesansu – polskich literatów, a wśród nich ma swe osobne, zupełnie wyjątkowe miejsce Zbigniew Herbert. Ma swój Wysoki Zamek. Może więc warto powędrować ulicami miasta szlakiem Herberta. Spojrzeć na Lwów jego oczami.
[ul][li] [/li][/ul] Przyszły poeta urodził się we Lwowie 29 października 1924 roku. We wczesnym dzieciństwie mieszkał z rodzicami i siostrą Haliną oraz babcią Marią z Bałabanów w kamienicy przy ulicy Łyczakowskiej pod numerem 20, dziś 55.