Podczas spotkania autorskiego w Polsce w 2005 roku Amos Oz rozmawiał z czytelnikami po angielsku. Wyjaśnił żartem, że pierwsze zdanie, jakiego się nauczył w tym języku, to: „British go home!”. Było to hasło wypisywane na murach Jerozolimy w czasach jego dzieciństwa, w latach 40. XX wieku, kiedy końca dobiegała brytyjska okupacja Palestyny. Do tego czasu powraca izraelski prozaik w pełnej autobiograficznych wątków i dyskretnego humoru, ciekawej prozie z tomu „Wzgórze Złej Rady”.
[srodtytul]Gdzie wyją szakale[/srodtytul]
Jerozolima, miasto z kamienia, ziemia obiecana, do której ściągali emigranci ze wszystkich stron świata. Po ulicach jeżdżą łaziki z karabinami maszynowymi. Nocą z pustyni dochodzi wycie szakali. Brytyjczycy przeszukują domy, w których mogą się ukrywać przywódcy żydowskich organizacji bojowych, a w pałacu na Wzgórzu Złej Rady odbywa się uroczysty bal. Podejmujący licznych gości gubernator wznosi kielich za miłość między zamieszkującymi Jerozolimę wyznawcami różnych religii.
Nie bez ironii dodaje, że gdy już się ten toast spełni, Brytyjczycy z pewnością dostaną kopa, bo w miłości nie ma miejsca dla osób trzecich. „Ale my, Brytyjczycy, zawsze wierzyliśmy w cuda i w precedensy – wyjaśnia – a Ziemia Święta oglądała już przecież niejeden cud”.
Amos Oz pisze o czasie, kiedy niektórzy jego rodacy wyczekiwali nadejścia króla Izraela. Podobno ukrywał się w skalnej rozpadlinie i czekał na właściwy moment. Mąż opatrznościowy miał zabić wysokiego komisarza i zająć jego miejsce.