Tryb życia prowadzi pisarka unormowany, jest osobą zorganizowaną i systematyczną. W prace domowe nie angażuje się specjalnie, w domu zawsze jest służąca. Kuchnia nie interesuje jej w ogóle, jada mało. „Nie lubię proszonych obiadów, czuję się po nich senna i objedzona. Wystarcza mi na obiad jedna potrawa, a na śniadanie jedna kromka chleba z masłem i czymś dobrym”. Nie przywiązuje wagi do jedzenia, chociaż z nielicznych komentarzy w „Dziennikach” wynika, że jest w stanie docenić smaczny obiad i dobre wino. Na Polnej do obiadu podaje się raczej kieliszek wódki, od której zresztą pani Maryjka nie stroniła. „Miłości i alkoholizmu nie można ukryć” – napisze w „Przygodach człowieka myślącego”. Coś ją w sprawie alkoholowej dręczyło, choć otwarcie nigdy tego nie powiedziała. Dowiadujemy się o tym dopiero z „Dzienników” Anny Kowalskiej. Jak wielu jej współczesnych paliła też papierosy – próby rzucania podejmowała wielokrotnie, zawsze bez rezultatu. Ale wtedy w nałogu nie widziano niczego złego. Papieros towarzyszył wszystkim twórcom.
Sprawom typowo babskim pani Maryjka okazuje równie małe zainteresowanie jak jedzeniu. O ile Zofia Nałkowska w swoich „Dziennikach” dużo miejsca poświęca opisom sukien oraz narzekaniom, że nie ma na nie pieniędzy, o tyle dla Dąbrowskiej ten temat nie istnieje. Albo uważa go za na tyle niegodny „człowieka myślącego”, że tylko czasami od niechcenia poświęca mu parę linijek.
Kobiecą próżnością gardzi, choć uważa, że to jedno z przyzwyczajeń, których nikt nigdy nie zwalczy. Ale dla niej to temat zupełnie obcy. Czyżby dlatego, że wyczuwała własną słabość w tej dziedzinie? Bo pięknością na pewno nie była. Niska, drobna, nie malowała się, nie nosiła biżuterii, ubierała się skromnie. Latami nosiła taką samą fryzurę.
Czesław Miłosz wspominał po latach: „Odnosiłem się do pani Marii z należytym szacunkiem, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że można na nią spojrzeć jak na kobietę. Ten trochę zezowaty karzełek, z grzywką przyciętą na pacholę, był dla mnie ostatnią istotą, do której mógłbym zwracać erotyczne zapały”.
Kobiety, które starają się sztucznie utrzymać młodość, pani Maryjka obserwuje jak nieznane okazy zoologiczne. „Nałkowska upudrowała sobie nos i podmalowała usta. Powiedziała mi, że kiedy jest umalowana, czuje się zdrowsza i silniejsza życiowo. To dla mnie ciekawe, jak takie rzeczy są kobietom poważnie potrzebne niby mężczyznom kieliszek wódki, jako ważna podnieta duchowa. Ja nie mam nic przeciw malowaniu się kobiet, byle to robiły ze smakiem, co, niestety, jest rzadkie” (luty 1928 r.).
Jeżeli coś lubi z zajęć domowych, to drobne prace fizyczne. Sadzi kwiaty, podlewa, spryskuje. W wazonach też zawsze pełno kwiatów. Na grobach bliskich na Powązkach spędza godziny, pieląc, przesadzając. Te drobne „czynności, których rezultat jest natychmiastowy”: porządkowanie papierów, listów, przesadzanie roślin, sprawiają jej radość. W odróżnieniu od pisania, które uważa za mozolną, żmudną, katorżniczą pracę.