Książka ma siłę filmu 3d. Wprowadza nas w centrum ważnych politycznych i artystycznych wydarzeń ostatnich co najmniej... 100 lat! Łapicki w mistrzowski sposób zderza wielką historię z konkretem obyczajowym.
Czujemy dotknięcie dłoni królowej Elżbiety II oraz genseka Nikity Chruszczowa. Czytając o pogrzebie marszałka Piłsudskiego, a właściwie oglądając go, widzimy, jakie papierosy palili polscy oficerowie, zastanawiamy się, co myślał reichsfeldmarschall Göring.
Podczas ostatniej wojskowej parady z udziałem Rydza-Śmigłego pojmujemy nierzeczywistość tamtej Polski. Zdajemy sobie sprawę z jej dzisiejszej teatralności.
Dzięki Łapickiemu wiemy, gdzie spacerowały przedwojenne galerianki, że radio Telefunken można było kupić na Foksal. Lektura sprawia, że bardziej świadomie poruszam się po Warszawie, tej dziwnej mieszaninie przeszłości i doskwierającej chwilami współczesności. Łapicki nie idealizuje. Powstanie warszawskie rozpoczęło się dla niego katastrofą. Zamiast obiecanej przez dowódców broni dostał od Niemców szpadel, żeby zakopywać zastrzelonych kolegów.