Reklama

Mickiewicz, mistyka i seks?

"Mesjasze" György Spiró to oparty na archiwaliach powieściowy reportaż o Mickiewiczu i towiańczykach. Czy przypadkiem nagrodzona Angelusem 2010 książka nie powinna się znaleźć na liście lektur obowiązkowych w polskich liceach?

Aktualizacja: 10.01.2011 16:02 Publikacja: 08.01.2011 00:01

György Spiró: czy naprawdę Węgier musiał napisać tę książkę

György Spiró: czy naprawdę Węgier musiał napisać tę książkę

Foto: Reporter

Na lekcjach powtarzaliśmy „Polska Mesjaszem narodów”. A węgierski pisarz György Spiró duchowemu życiu naszego narodowego wieszcza Adama Mickiewicza poświęcił taki fragment: „Celina (żona) poszła na zakupy, on zaś poprosił do gabinetu, gdzie mu dzieci nie przeszkadzały, Ksawerę.

[wyimek] [link=http://empik.rp.pl/mesjasze-spiro-gyorgy,prod12630017,ksiazka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]

Stanął przed nią i wyjął swego zbawczego członka, by udzielić Ksawerze błogosławieństwa. I ujrzała była Ksawera, jaki jest duży, dumny i gotowy ów szlachetny organ. Zapragnęła zaraz uczestniczyć w błogosławieństwie, padła na kolana, wzięła go do ust niczym opłatek i z najgłębszą pokorą, z największą czułością zrobiła to, o czym Poeta marzył, a nawet więcej, niż podsuwała mu wyobraźnia”.

Uczcie się, dziatki, na naukę nigdy nie późno. I takie bowiem bywają przejawy mesjanistycznej działalności największych poetów. Nie wszystkie rękopisy spłonęły. Nie wszystko wytarli gumką myszką z programu nauczania miłośnicy pomników z brązu.

Kontrast między tym, co powtarzaliśmy na lekcjach polskiego, a życiem codziennym wieszczów dobrze obrazuje słowo „przepaść”. Szczególnie okres mesjanistyczny Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego jest u nas znany mało albo w ogóle. W ostatnich dwóch dekadach jedną z najbardziej fascynujących kwestii w naszej historii w książkach „Stos dla Adama” czy „Mistrz. Widowisko” podejmował samotnie Krzysztof Rutkowski, przypominając o tym, jak „Duch parł na ciało z drugim bratem”.

Reklama
Reklama

Ale liczący blisko 800 stron tom „Mesjaszy” jest wyjątkowy. Powinno być nam wstyd, że rolę polskiego dziejopisa wziął na siebie Węgier. Tym bardziej że zasłużonemu poloniście, tłumaczowi Wyspiańskiego i Gombrowicza, robiono z tego powodu ogromne trudności.

Przed „Mesjaszami” napisał w 1981 r. powieść „Iksowie”, której bohaterem zbiorowym jest polska oświeceniowa śmietanka, intelektualiści doby Królestwa Kongresowego starający się promować wzorce klasycystyczne – Julian Ursyn Niemcewicz, Kajetan Koźmian, Józef Kossakowski, Józef Maksymilian Fredro i Józef Lipiński. A także Wojciech Bogusławski, założyciel Teatru Narodowego.

Książka oparta na materiałach źródłowych, które Węgier przeglądał w polskich archiwach, przypominała czas zgniłych kompromisów doby ponapoleńskiej, gry z cenzurą, a i kolaborację z zaborcami. Druk polskiego wydania zablokował Robert Jerzy Nowak rozdający wówczas karty w polskiej hungarystyce. Potem antyszambrował u ówczesnej władzy, by w 1987 r. uniemożliwić przyjazd Spiró do Teatru Ateneum na prapremierę „Szalbierza”, sztuki opartej na wątkach „Iksów”, a także dostęp ich autora do naszych bibliotek. Niestety, skutecznie. A w 1990 r. niejednoznaczny obraz Bogusławskiego w telewizyjnej wersji sztuki przedstawił wielki Tadeusz Łomnicki.

Upór Spiró jest godny uznania, bo chociaż książka o Iksach nigdy się w Polsce nie ukazała, przystąpił do pisania następnej – poświęconej towiańczykom, czyli Kołu Sprawy Bożej. Pisarz chciał pokazać drugie oblicze Polski – mistycyzm, który stał się motorem napędowym naszej historii co najmniej od upadku powstania listopadowego.

Najbardziej intrygujące jest to, że wypowiada się o towiańczykach jeśli nawet nie z sympatią, to ze zrozumieniem, podkreślając, że bez religijnego fundamentu trudno wyobrazić sobie Europę. To prawda, ale i kurtuazja wobec Koła Sprawy Bożej, bo większość faktów z jej istnienia ośmiesza Adama Mickiewicza i naszą Wielką Emigrację. Musiał to przeczuwać syn wieszcza Władysław Mickiewicz i tylko tym można tłumaczyć jedną z największych zbrodni, jakie się dokonały w polskiej literaturze, mianowicie to, że pisemne dowody szaleństwa ojca i jego przyjaciół, w tym „Dziennik Koła” – spalił. Wiele jednak zachowanych zapisów i świadectw pozwoliło na imponującą rekonstrukcję.

Węgier zrobił to, co należało do nas, i tu zaczyna się polski kłopot. Chodzi o wiarę, która może trony powalać? Czy o szaleństwo, które sprawia, że do dziś jesteśmy uważani za błędnego rycerza Europy? W bilansie niewiadomego na pierwszy plan wybija się to, że pokolenia Polaków wychowane na mesjanizmie, nie zdając sobie sprawy, jakie były jego kulisy – choćby w osobach Józefa Piłsudskiego czy Jana Pawła II – przyczyniły się do takiego obrotu historii, że Chrystus narodów europejskich zmartwychwstał, choć wydawało się to wielu zaciekłym sceptykom niemożliwe. Co więcej, setki tysięcy Polaków w czasie zrywów niepodległościowych, powstań i wojen żyło tylko wiarą, która w Mickiewiczu by się nie zrodziła bez Andrzeja Towiańskiego, tajemniczego przybysza z Litwy, wydalonego z Francji pod zarzutem szpiegostwa dla Moskwy, posądzanego o agenturalne związki z Rosją, czego Spiró akurat nie potwierdza. Bez Mistrza Słowacki nie napisałby „Snu srebrnego Salomei”, Wernyhora nie dręczyłby Polaków, zasypiających w chocholim tańcu. Nie byłoby magicznego słowa „Wyzwolenie” na liście arcydzieł Wyspiańskiego, a i jego „Legionu”.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Szaleństwo aż do śmierci[/srodtytul]

Przyznam szczerze, że poza wieloma skomplikowanymi aspektami sprawy w węgierskiej powieści zafascynowała mnie właśnie kwestia wiary, która góry przenosi. Garstka polskich emigrantów-rewolucjonistów inwigilowana przez rząd pruski i francuski oraz ambasadę rosyjską w Paryżu porywa się z motyką na słońce. Oto przykład najbardziej kuriozalny: trwa Wiosna Ludów, Adam Mickiewicz domaga się w Watykanie poświęcenia sztandaru... 12 polskich legionistów z Pierwszego Zastępu Polski z Wieszczem-Wodzem Głównodowodzącym na czele. Okazuje się, że może liczyć tylko na błogosławieństwo papieża dla Polaków. Mimo to wieszcz nie traci ducha. Wyrusza z Rzymu na czele 11 legionistów, by nieść płomień rewolucji jak najbliżej Polski. Zastanówmy się: czy to świetny temat dla Monty Pythona czy godna szacunku wiara w oswobodzenie kraju i Europy spętanej łańcuchami władzy absolutnej?

Na stronach „Mesjaszy” przykłady podobnego szaleństwa można mnożyć. Gdy tylko gdzieś w Europie zacznie się antyrządowa ruchawka – kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu Polaków z ogniem w głowie biegnie do boju „za wolność waszą i naszą”.

Mickiewicz i jego litewski Mistrz snuli plany godne wariatów. Tylko wariat mógł uwierzyć, że Towiański jest nowym Mesjaszem, nowym Napoleonem i może zostać papieżem! Wiara nie miała granic, bo wynikała z cudu uzdrowienia śmiertelnie chorej żony Mickiewicza – Celiny.

W kolejce do nawrócenia na liście towiańczyków był car Rosji, a także wszystkie narody Europy oraz żydowska diaspora. Do tej ostatniej misji Towiański wyznaczył urodzonego w Wilnie Gerszona Rama, syna tamtejszego żydowskiego drukarza. Stał się on posłańcem Koła Sprawy Bożej w Jerozolimie, Amsterdamie, Londynie i Paryżu. Za pieniądze frankfurckiego bankiera Rothschilda, który sfinansował wyprawę Towiańskiego do Watykanu. „I rzekł Mistrz do Rama: Weź, synu, odezwę, zanieś ją bankierowi Rothschildowi i nawróć go na Sprawę Bożą”. Piękne zdanie. I jakie skuteczne. Krzysztof Rutkowski mówił, że tylko heroina mogła uśmierzyć ból emigranckiej choroby Polaków na obczyźnie i dać wiarę w zwycięstwo oraz odzyskanie niepodległości. Towiański był taką właśnie heroiną.

[srodtytul]Pożar w głowach[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Władysław Mickiewicz wstydliwie niszczył papiery po ojcu, bo też dowodziły one i tego, że polski mistycyzm w dziwny sposób się łączył z pobudzoną do imentu seksualnością. Nasz wieszcz, który był wdzięczny Towiańskiemu za uratowanie żony, nie pogardził jego kochanką Ksawerą Deybel. Odmieniając przez wszystkie przypadki Boga, wiarę oraz religię, romansował z nią w najlepsze i miał z nią nieślubne dziecko. Piękny opis erotycznych talentów – a Ksawera mogła się podobno kochać nawet 12 godzin bez przerwy! – znajduje się na stronie 131. powieści. Jaka szkoda, że zabrakło go w „Dziadach”. Polacy z minionych dekad mieliby może zdrowszy stosunek do erotyzmu.

Kobiety stały się dla Towiańskiego instrumentem kontroli wyznawców, rodzajem cielesnej komunii, która łączyła heretyków. Ale byli powstańcy z partii przeciwnej towiańszczyźnie, działający pod szyldem zmartwychwstańców z Watykanu, praktykowali podobnie: oba stronnictwa łączyło zamiłowanie do seksu. Wyznawcy Towiańskiego spółkowali w sekciarskich siódemkach – zmartwychwstańcy z zaprzyjaźnionymi siostrami zakonnymi. Pauzował tylko biedny gruźlik Juliusz Słowacki, przez chwilę obecny w Kole, potem zrażony do niego, również ze względu na złe traktowanie przez Mickiewicza.

Wraca znana z „Dziadów” sprawa ojczyma poety – doktora Becu. Ale niechęć Słowackiego do starszego poety była głębsza: podejrzewał go o mściwość, ze względu na matkę, która odrzuciła zaloty młodego Adama. Wychodzą i inne brudy: polskie piekło w całej krasie. Miłośników literatury i jej magicznego wpływu na nasze umysły powinien raz jeszcze zastanowić fenomen Mickiewicza, który po procesie zorganizowanym przez Nowosilcowa wiele nie ucierpiał, podróżował po Rosji, a w czasie powstania listopadowego nie szedł u boku Piotra Wysockiego na Belweder, tylko romansował w Poznańskiem.

Dopiero potem wzniosłymi dziełami nadrabiał poczucie winy wobec ojczyzny. Słowacki, autor wierszy o powstaniu i jego świadek, miał prawo być wściekły. Pewnie nie rozumiał, że w literaturze najbardziej się liczy kreacja. I że poetycka historia Polski – ta pisana, obrosła narodowowyzwoleńczym mitem – jest jej najwznioślejszym przykładem.

Nam wypada żałować jednego, co sugeruje delikatnie Spiró: towiańczyków było mniej więcej tylu co rosyjskich rewolucjonistów, a jednak nie udało im się wzniecić międzynarodowego pożaru. Mieli go tylko w głowie. Nikt o nim nie wiedział. Czy już wtedy zaczął się pogrzeb sarmackiej skuteczności?

Reklama
Reklama

To najważniejsza kwestia „Mesjaszy”, odpowiada bowiem pośrednio na pytanie, dlaczego i dziś mało kto nas w Europie rozumie. Spiró po odebraniu Angelusa przyznał, że nie jest w stanie. Pocieszmy się, że to nie przeszkadza jego fascynacji Polską. Może dlatego, że nuda, która jest ostatnim słowem powieści, na pewno nam nie grozi. Dzisiejsi spadkobiercy oświeceniowych Iksów mają ograniczone ambicje, a w głowach polskich mesjaszy pożar coraz większy. Idealny patent na to, by iskrzyło bez końca.

[i][link=http://empik.rp.pl/mesjasze-spiro-gyorgy,prod12630017,ksiazka-p]György Spiró, „Mesjasze”[/link].

Przeł. Elżbieta Cegielska,

Wydawnictwo W. A. B.,

Warszawa, 2009[/i]

Na lekcjach powtarzaliśmy „Polska Mesjaszem narodów”. A węgierski pisarz György Spiró duchowemu życiu naszego narodowego wieszcza Adama Mickiewicza poświęcił taki fragment: „Celina (żona) poszła na zakupy, on zaś poprosił do gabinetu, gdzie mu dzieci nie przeszkadzały, Ksawerę.

[wyimek] [link=http://empik.rp.pl/mesjasze-spiro-gyorgy,prod12630017,ksiazka-p]Zobacz na Empik.rp.pl[/link][/wyimek]

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Reklama
Literatura
Jedyna taka trylogia o Polsce XX w.
Literatura
Kalka z języka niemieckiego w komiksie o Kaczorze Donaldzie zirytowała polskich fanów
Literatura
Neapol widziany od kulis: nie tylko Ferrante, Saviano i Maradona
Literatura
Wybitna poetka Urszula Kozioł nie żyje. Napisała: „przemija życie jak noc: w okamgnieniu.”
Literatura
Dług za buty do koszykówki. O latach 90. i transformacji bez nostalgii
Reklama
Reklama