Z wdziękiem podsumowuje 70 lat swojego życia. Na tle wielu artystycznych biografii i wywiadów rzek jej książka wyróżnia się szczerością. Krystyna Mazurówna opowiada, jak żyła, a nie o tym, czego dokonała, choć jako tancerka odnosiła ogromne sukcesy. Nie chciała być kolejnym baletowym łabędziem w operze, eksperymentowała, interesował ją taniec jazzowy i współczesny.
Intymnych szczegółów nie brakuje. Autorka przyznaje się do burzliwej przygody ze Sławomirem Mrożkiem i opisuje perypetie z kolejnymi mężczyznami. Ojciec jej pierwszego syna Krzysztof Teodor Toeplitz chciał obdarzyć chłopca imieniem Faustus (ostatecznie stanęło na Kasprze). Imię Krystyna uważał za zbyt banalne, więc kazał nazywać ją Kasią. Ich mieszkanie na Starym Mieście zamierzał urządzić antykami z Desy, ona wolała proste, nowoczesne meble i zasłony drukowane w „pikasy” – szczyt ówczesnej mody. Kto nie wie, o co chodzi, niech wybierze się na wystawę designu z lat 50. i 60. w Muzeum Narodowym w Warszawie.
Aktor Tadeusz Pluciński regulował rachunki za wspólne kolacje w knajpie SPATiF, a po wyjściu żądał zwrotu co najmniej połowy kwoty. Na czas małżeństwa wynajął własną kawalerkę, by mieć na drobne wydatki, a do gospodarstwa nie dokładał ani grosza. Z kolei Wacław Kisielewski, połowa duetu Marek i Wacek, był uroczy, bardziej jednak kochał wieczory w kasynach gry.
Można sądzić, że Krystyna Mazurówna odgrywa się na nich za nieudane związki. A jednak kolejnego, francuskiego męża, z którym też się rozstała, przedstawia w innym świetle. Ona jest bowiem świetną obserwatorką, bezbłędnie wychwytuje ludzkie słabostki, dlatego wizerunki osób, które pojawiają się w jej wspomnieniach, są tak celne.
Plotki dodają smaku książce, ale przede wszystkim – w części poświęconej latom spędzonym w Polsce – Mazurówna oddaje atmosferę popaździernikowego PRL. Żyło się wówczas biednie, ale wesoło, a reżim – przynajmniej w pierwszych latach władzy Gomułki – zanadto nie dokuczał. Kiedy Leopold Tyrmand stał się właścicielem pralki, jeździł z nią po Krakowskim Przedmieściu i Nowym Świecie, by wszyscy zobaczyli nabytek. Innym razem urządził wielkie przyjęcie z okazji zakupu radzieckiej sokowyżymałki. Zaplanowana jako atrakcja wieczoru prezentacja urządzenia zakończyła się katastrofą, sok rozprysnął się po gościach.