– Otóż tak: jednym z wielkich nieznanych pozostaje w Polsce Julien Gracq." Wypada dodać, że od tamtej pory właściwie nic się nie zmieniło. I to mimo wysiłków Adama Wodnickiego, który przetłumaczył i opublikował trzy książki tego autora, w tym najwybitniejszą – „Brzegi Syrtów".
Ale być może taki jest urok Gracqa, pisarza osobnego, którego trudno zakwalifikować jednoznacznie do któregokolwiek z dwudziestowiecznych nurtów literackich. Debiutował przed wojną niewielką książeczką „Au château d'Argol", sprzedaną w zaledwie 150 egzemplarzach przez maleńkie wydawnictwo Corti. Początkowo pozostawał pod wpływem Bretona, choć nigdy nie określał się mianem surrealisty. Kontynuował romantyczną tradycję pisania wywodzącą się od Nervala i Chateaubrianda. Był zafascynowany Wagnerem i mitem Świętego Graala, który – jak sam wspominał – jest opowieścią „o odwiecznej pokusie". Stąd obecny w wielu książkach Gracqa topos drogi, motyw ciągłego poszukiwania, podróży przez nie całkiem określone, fantasmagoryczne przestrzenie, niepokój wywołany nieznanym miejscem bądź niespodziewaną sytuacją, nastrój nostalgii i przygody jednocześnie.