- Obcuję z papierami w kancelarii rejentalnej, która odrywa mnie nieustannie od pracy literackiej, tak iż czasem udaje mi się ukraść trochę czasu dla siebie. Pobyt w środowisku prowincjonalnym jest po prostu męką dla mnie. Umiera się powoli, ale pewnie za to" – wyznawał najlepszy poeta wśród notariuszy w wywiadzie z 1934 roku.
Musiało to „podwójne życie" Leśmianowi mocno doskwierać, tym bardziej, że od lat pochlebnymi opiniami psuli go najwięksi z krytyków literackich, a przede wszystkim dwaj „niepokorni" – Ostap Ortwin i Karol Irzykowski. Nic dziwnego, że także redakcji pisma o wdzięcznej nazwie „Tęcza" Leśmian powiedział:
„- Literat, aby stale zarobkować, musi przebrać się za uznanego ogólnie członka społeczeństwa i dopiero w tej bolesnej dlań masce, jako osoba użyteczna, zasługuje na zarobek, najczęściej w biurze, w kancelarii itd. Okazuje się, że pracownik kancelaryjny, biurowy lub kabaretowy jest stanowczo pożyteczniejszy niż literat. Użyteczność literatury i sztuki jest zakwestionowana. Takie stosunki zabijają często talent, który jest przemijający".